Normalnie nie chcem, ale muszem.....
Łowię z BB wystarczająco długo, by mieć coś do powiedzenia w tej kwestii. Swoje pierwsze kółko eksploatowałem na wodach słodkich jeszcze w ubiegłym wieku
Jeśli chodzi o używanie kółka na morzu, ten sezon będzie chyba moim dwunastym. To tyle tytułem wstępu.
Wiadomym jest, że nasze morze nieczęsto jest przyjazne łowiącym z bb. Co nie oznacza, że się nie da, oczywiście przy zachowaniu zdrowego rozsądku. Nie robimy nic na hurra, bo to się później mści. Najważniejsze jest to, o czym wcześniej napisał STREMER - na wodę "zabieramy" głowę, obowiązkowo ubieramy kamizelkę asekuracyjną i zabieramy dobrze naładowany i zabezpieczony przed wodą telefon. Z akcesorii wędkarskich sugeruję zabierać niezbędne minimum. I niech nikomu nie przyjdzie do głowy zabierać jakąś kotwicę. To naprawdę zbędny gadżet.
Na początku musimy sobie zdać sprawę z zagrożeń, jakie na nas czyhają.
Wg mnie, z przeciwności losu, jakie będą nas spotykać na wodzie, na pierwszym miejscu wymieniłbym wiatr. To trudny przeciwnik na którego trzeba uważać. Przy sporej jego sile ciężko się pływa. Także mierzmy siły na zamiary, bo nie jest ważne, żeby wypłynąć, ale żeby wrócić. Niekorzystny wpływ wiatru możemy częściowo niwelować dzięki niskiemu siedzeniu w kółku. Czasami zdarza mi się wręcz nie dopompowywać kółka, by siedzieć jeszcze troszkę niżej. Owszem, nie jest tak wygodnie, jak w belly typu otwartego, gdzie siedzi się wyżej. Ale coś za coś.
Na drugim miejscu wymieniłbym mgłę. Potrafi ona pojawić się nagle. Kiedyś zaskoczyła mnie szybkość, z jaką mgła zeszła na wodę. Przyznaję, że gdy tracimy widok brzegu, to ciepło się robi. Dlatego też, do orientacji na wodzie używam małego ręcznego gps'a. Ponadto, jako backup, zabieram klasyczny kompas, bo w gps'ie mogą paść baterie.
Kolejnym utrudnieniem są odległości. Jak wiadomo, na wodzie nie będziemy mieć punktów odniesienia, więc praktycznie nie mamy możliwości oceny, w jakiej odległości od brzegu jesteśmy. Nie pomaga też wysokość na jakiej siedzimy, bo z poziomu kilkudziesięciu centymetrów po prostu nie da się prawidłowo oceniać odległości. Tu znowu nieocenione usługi oddaje gps.
Następne, to fala przybojowa. Gdy już jest, to mocno utrudnia możliwość wodowania lub wychodzenia z wody. Na łamiące się fale musimy szczególnie uważać, bo mogą nas przewrócić. Pół biedy, gdy przy brzegu, gorzej gdy w większej odległości. Wśród moich znajomych takie przypadki były. Ale wystarczy dobrze się rozejrzeć, bo zwykle znajdziemy taki odcinek brzegu, gdzie przybój jest mniejszy bądź fala łamie się rzadziej. Oczywiście przy pokonywaniu przyboju często będziemy mokrzy. Ale któż z nas, morskich, nie był. Za strefą przyboju jest już znacznie lepiej.
Ostatnie, co wymienię, to wielokrotnie wałkowane prądy. Powiem szczerze, ale na naszym wybrzeżu, przynajmniej tam, gdzie łowiłem, nigdy nie spotkałem się z takimi prądami, które mógłbym uznać za znaczące. No może poza rozpędzoną przez wiatr wodą pomiędzy brzegiem a pierwszą refką. Ale przecież tam nie pływamy. Jedyne prądy, jakie budziły mój respekt, spotykałem na wodach duńskich, gdzie też trochę pływałem w kółku.
To chyba najważniejsze rzeczy, o jakich powinniśmy pamiętać.
Jeszcze odniosę się do słów alanbelon'a. Przyznaję, że Zatoka Pucka, to wyjątkowo wredny kawałek wody. Płytka woda i wiatr to recepta na nieprzyjemną, krótką falę. Dlatego rzadko tam zaglądam, choć mam do niej najbliżej. Zdecydowanie wolę stronę otwartą, bo jest jakby bardziej przewidywalna.
Pomimo wielu lat łowienia z kółka, również ja ani moi znajomi, nie słyszeliśmy o jakiś przypadkach mrożących krew w żyłach. No, może poza jednym, gdzie mogło dojść do tragedii, gdyby nie inni wędkarze. Ale z tego co wiem, to akurat w tym przypadku gość sam się o to prosił. Nie słyszałem również o niekontrolowanych dryfach na wody Karola Gustava. Owszem, osobiście łowiłem tam z kółka, ale zapewniam Ciebie, że dopłynąłem tam promem
Alanbelon, wierzę, że masz doświadczenie, ale proszę, błagam, nie udzielaj tutaj porad w rodzaju "kawałek mocnej linki i taboret wyjdzie taniej". Tak nie można. To nie to forum. Wiesz, najtaniej to jest siedzieć w domu na dupie i od czasu do czasu skoczyć na halę rybną. Ale w naszym hobby chyba nie o to chodzi, prawda?
Pozdrawiam,