Pytanie wcale nie jest takie bez sensu. Z czasem zacząłem się przestawiać z pstrągów na trocie. Teraz na pstrągi już prawie nie jeżdżę. Jest ich po prostu u nas już bardzo mało lub wręcz śladowo. Jak mam walczyć cały dzień z krzaczorami, komarami, meszkami, po jaja w bagnie, żeby wymęczyć 30 taka którego i tak mi szkoda zabrać to chyba jest to bez sensu. No i łowiąc trocie łowi się ze świadomością ,że w każdej chwili można zapiąć rybę której nie będzie się w stanie wyciągnąć. Co to za emocje łowić w siurku gdzie wiem, że nie mam szans na rybę ponad 50 cm bo po większych tam zwyczajnie nie ma. Kiedyś lubiłem jeździć na tęczaki, gdzieś poniżej hodowli, nimfa czy streamerek i byłem wyłowiony i rybkę można wsiąść bo tęczaka nie szkoda. Tyle że ostatnio hodowle tak pouszczelniane że kijanka się nie prześlizgnie. No może na Grabowej coś tam ucieka ale trudno żeby było inaczej jak tam jest ze 20 hodowli. Na wielu rzekach na których kiedyś dobrze łowiłem obecnie trudniej dostać 40 taka niż 3-4 kilową trotkę gdzieś na Słupi, Parsęcie czy Inie. Wybór jest więc oczywisty- wolę jeździć na troć.