Chciałbym wybrać się z kimś na wyprawę... ale, jako że ma to trwać co najmniej 2 tygodnie i będziemy raczej "w buszu" skazani na siebie i na łowisko, muszę dokonać pewnej selekcji na samym wstępie.
Chciałbym zapytać, czy są jeszcze w Polsce wędkarze, którzy się nie skomercjalizowali, nie ulegli manii kupowania, gadania o sprzęcie i fascynacji świecidełkami?
Chodzi mi o wędkarzy, którzy sobie zupełnie odpuścili w tzw. "rozwoju materialnym człowieka" i poszli w minimalizm? Takie wizualne przeciwieństwo błyszczących filmików na Vimeo i całej tej wędkarskiej pornografii, która jest wokół nas.
Czy są jeszcze muszkarze, którzy by się wybrali na eskapadę powiedzmy 2 tygodnie bez samochodu w dzicz pod namiot? Taka "mini Mongolia" w Polsce. No bo na co samochód? Jak urlop to urlop. Nogi wystarczą, aby iść, wędka - aby łowić, gleba - aby rozbić namiot...
Samochód nawet u kolegi pod pewnymi względami mi przeszkadza. Te wędkarskie ADHD u "samochodziarzy", zmiany łowisk, podjazd po batonika lub kawę do stacji benzynowej, zmiany łowiska co chwila, bo tu woda nie taka, a tam może latają owady?
Znać smak 50 km marszu nocą przez las, być skazanym na łowisko, bo żadnego pociągu już nie ma, nie spotkać otwartego sklepu, mieć niewygodnie, mieć przewalone i przeżyć coś, co z komórką i samochodem jest mało prawdopodobne do przeżycia.
Ja myślę, że w pokazywaniu dóbr jesteśmy trochę zwierzętami, jak jelenie na rykowisku. To są takie jakby maczugi z paleolitu, a ja mam maczugę lepszą niż twoja itp. itd. Ja to rozumiem, ale nie mam czasu na gromadzenie dóbr, kupowanie linek po trzy stówy, bo o wędkarstwie nie decyduje sprzęt.
Mój najlepszy sezon wędkarski w życiu to 2014 rok. Możecie się śmiać, ale ilość sandaczy, boleni, kleni i szczupaków jakie złowiłem pobiła wszelkie rekordy przyzwoitości. To był pierwszy sezon, w którym przestałem liczyć złowione ryby. Wędka jaką się posługiwałem to szklak 1,2 m z pazurem za... 9 zł ze sklepu Złota Rybka. Miałem wtedy małe pudełko z woblerkami i prawie żadnej nocy spinningowej latem nie odpuściłem. Na muchę z Cantarą za 45 zł wyjmowałem szczupaki 50 - 70 cm z klatek określonych przez spinningistów jako "puste". Padł nawet jeden 110 cm, nie ważne. Ważne jest to, że 2014 był moim najbiedniejszym rokiem w życiu, a jednocześnie najbogatszym wędkarsko. Chciałbym do tego wrócić niezależnie od tego, czy będę mógł poświecić komuś przed oczyma swoją nową paleolityczną maczugą... nawet nie chce mi się po to schylać. Wędkarstwo zależy od zasobności łowiska i czasu, aby je znaleźć a później spędzić na nim wędkarskie chwile.
Poznałbym sobie takiego wędkarza, może trochę bardziej dyspozycyjnego i szalonego od tych, których znam i zarazem przy tej okazji pozdrawiam.
W tym roku robię kilka ekspedycji. Jeśli chcesz dać żonie samochód, żeby sobie w końcu pojeździła i masz ochotę wsiąść w pociąg na ryby bez sklepu (no powiedzmy raz na tydzień można iść z bazy do wiochy po zapas), telefonu, facebooka, kobiety, telewizji... to weź skrobnij do mnie na priv, pogadajmy jak człowiek z człowiekiem, może się jakaś muchowa wycieczka z tego skleci. Nie domek który być może masz przy granicy Parku Narodowego, nie chatka znajomego myśliwego przy rzece, nie Twoja zajebista przyczepa campingowa... tylko namiot, nogi i rzeka (kilka km dziennie). Koniec! Zostaw swoją kartę do bankomatu u żony, weź tylko kilka papierków na bilet, pieczywo, konserwy i warzywa, może na piwo od święta, na kiełbasę i koniec.
Marzy mi się wyprawa od źródeł do ujścia jakiejś rzeki na Pomorzu z muchówkami lub spinningami (co kto lubi), z buta, z namiotami. Ja biorę streamery głownie i tylko muchówkę. Mam namiot jedynkę, jak chcesz jechać ze mną, to załatw sobie jedynkę, lub dwójkę i wtedy dzielimy się bagażem, a ja jedynki nie biorę.
Tyle z mojej strony. Bardzo proszę ludzi nie czujących bluesa o nie pisanie do mnie czegokolwiek.
Nie będę się odnajdywał w kamizelce za 800 zł, bo żadna kamizelka świata nie jest dla mnie tyle warta. Mam to w dupie. Tęsknię za dziką rzeką i wiosną, podobnie jak Popek za swoim garażem...
Najlepiej jakbyś to już robił, nie znając mnie. Jeśli już jeździsz pod namiot na ryby, jeśli znasz klimat kilkudniowych wycieczek to wiesz o co mi chodzi. Wtedy możemy po prostu pojechać razem. Po prostu chcę zrobić jakąś rzekę po całości i taki odcinek wolałbym zrobić w dwie osoby, niż w pojedynkę. Trochę wycieczka krajoznawcza, ale na lepszych odcinkach chciałbym pomieszać dłużej (jak ktoś z nas zobaczy cień potoka 70+, to okupujemy ten odcinek do końca wyprawy jeśli taka będzie wola).
Sorry za długi wstęp, ale szukam tego 1% wędkarzy, a może mniej. Każde czasy mają swój klimat. Mi klimat współczesności zupełnie nie odpowiada. Dzieci nie bawią się na dworze, a jak się bawią to w centrach za bilet, albo siedzą na kompie - ktoś te dzieci nauczył tego materializmu... a dla mnie to biedni, zoperowani przez mass media ludzie. Z "Wami" jechać nie chcę.
Musisz być co najmniej outsiderem, musisz wyraźnie czuć, że jesteś inny i nie pasujesz do świata. Jeśli mamy spędzić na wyprawie ponad 2 tygodnie razem to... najlepiej jakbyś nie miał w domu telewizora, wtedy będę spokojniejszy o nić porozumienia na wyprawie. A nawet jak masz, fajnie jakbyś nie był jego wiernym użytkownikiem. Niestety jest spora różnica pomiędzy ludźmi będącymi pod wpływem mediów głównego nurtu, a ja nie chcę jechać na ryby z jakąś tubą rezonansową zestrojoną z systemem, który mi będzie trajkotał jak jakiś RMF FM w miejskim autobusie, tylko chcę jechać z człowiekiem, żywym człowiekiem, wędkarzem - spinningistą lub muszkarzem, refleksyjnym, niepogodzonym, odmiennym.
Takie mam wymagania. W pojedynkę zrobię rzekę w stylu dopływu jednej z głównych pomorskich. We dwoje możemy zrobić całą główną, jedną z nich, od samych źródeł (czyli na początku marsz wzdłuż siurka).
Biorę jedną wędkę, Cantarę i jedną linkę WF-7-F z kilkoma tonącymi tipami. W górze na pstrąga i lipienia, a w dole na troć lub nawet szczupaka.
Klimat... nie zapomnieć, nie dać zamazać komercji...
To było 20 lat temu w Bieszczadach, gdybym tego nie przeżył, stałbym się teletubisiem. Ale po tych dziesiątkach kilometrach w dorzeczu górnego Sanu coś się we mnie zapisało, że żaden Simms, żaden Scott, żaden oddychający żakiet nie zamaże mi KLIMATU. Jeśli to czujesz, to jedźmy...
Fajny pomysł. Napisz relację jak uda się go zrealizować.Sam w pewne wakacje zszedłem prawie cały bieg pewnej rzeki jednak nie w tak hardcorowy sposób.
Pozdrawiam
Adrian
No grubo i pięknie napisane i powiem jeszcze Krzysztofie ,że niech to szlag trafi ,że człowiek jest tak uwiązany i ma tyle obowiązków , bo już bym pisał długi list na priv , ale wiem że na dwa tyg nie dam rady (z braku"wolności" tylko i wyłacznie) dlatego głowy nie będę zawracał. Jeśli znajdziesz taką osobę, w co wcale nie wątpię i odbędziecie wyprawę to bądż łaskaw zdać relacje.
Dzieciństwo to stan umysłu, odczuwanie przewagi natury nad nami, niedobory sprzętowe, wobler, po którego trzeba płynąć... bogactwo zwykle eliminuje ten stan ducha, dlatego zamożnym ludziom zalecałbym świadome samoograniczenie, celowe osłabienie oręża, zmniejszenie ekwipunku i narzędzi - tak, aby poczuć się mniejszym na łonie natury.
Jak widzę te łodzie motorowe na YouTube tych pysznych dominatorów nad światem natury, łowiących metrowe szczupaki na Alasce z kołowrotkami Ross Momentum i wędkami Sage, które to szczupaki nie mogą na tym sprzęcie odjechać dalej niż 10 m i holowane są jak na linie holowniczej, gdzie prawie każda walka jest zwykle wygrana, gdzie te biedne ryby są zgniecione technologią... może nie będę kończył, co o tym myślę i jak bardzo mi to nie odpowiada.
Edit: wrzucę video Oresta Tabaki
Ostatnio zmieniany: 2016/12/30 21:26 przez Krzysztof Dmyszewicz. Powód: Dodanie video
Propozycja wyprawy, min. 2 tygodnie, PL
2016/12/30 20:39 #168117
Sprzęt to tylko narzędzia
-dobre wystarczą,a lepsze są wrogiem dobrych.
Istotą jest wiedza,doświadczenie i umiejętność wykorzystania
-bo tego nie da się kupić,by zatuszować braki.
Umysł zniewolony będzie poszukiwał nowinek,
a człowiek wolny zastosuje aktualnie dostępne.
Każdy ma prawo wybrać między 'murzynem' rzeczy i swobodą.
Work is for people who doesnt know how to fish....
Posty: 1299
Podziękowań: 913
Widzisz Dmychu dla niektórych wędkarstwo to sposób na zarabianie na chleb. Obciachowo trochę wyskoczyć w podartych gaciach na bosaka z leszczynową wędką i na rowerze marki "Ukraina". To jest inny świat i wielkie pieniądze.