Niestety, niektórzy z Was mają po prostu pecha, że Wasze hobby nie przypadło Waszym kobietom do gustu. nie można im jednak niczego narzucać na siłę. nie chcą, to trudno, ale musicie też razem dojść do jakiegoś kompromisu, żeby potem nie narzekały, że nigdy Was w domu nie ma.
MICHU,szkoda, że nie wziąłeś Madzi na ryby wczesną wiosną, kiedy jeszcze pokrzyw wysokich nie ma! ja już zostałam przeciągnięta po takim gąszczu (i to nie raz, bo my często wciskamy się naprawdę w zupełną dzicz, że nawet wędki nie ma jak przełożyć
). ale to już chyba zależy od tego, czy partnerka psychicznie poradzi sobie z trudnościami takiej wyprawy, czy może jednak się zniechęci (aha, oczywiście nie mam na myśli tu tylko kobiet, bo wydawać by się mogło, że są na to za słabe, bo znam też facetów, którzy w życiu nie wzięliby wędki do ręki i nie poszliby w taki gąszcz łowić).
Ważne jest też wsparcie. nie można za każdym razem Q-rwować, kiedy partnerka - wędkarka zaliczy zaczep, zerwie woblera itd. U mnie jest tak, jak u ENDRJU, że Przemek nie spuszcza mnie na długo z oka i jak widzi, że mam jakiś problem, to przychodzi (chociaż czasami też mu się nie chce)i pomaga. z racji tego, że jest bardziej doświadczonym pstrągarzem, doradza i podpowiada jak łowić i na co łowić, dlatego czas, który spędzamy razem nad wodą jest potem miłym wspomnieniem, do którego, szczególnie teraz, kiedy nie łowi się jeszcze pstrągów, chce się wracać, i za którym się bardzo tęskni.