Boczek bez kości peklujemy tydzień w roztworze wody i peklosoli.
1 litr wody / 1 łyżka (15gr) peklosoli.
Woda musi być przegotowana, inaczej na mięsie pojawią się biało-żółte wybroczyny.
Wodę studzimy, wsypujemy sól, wkładamy boczek, odstawiamy na tydzień do lodówki lub jak na taką porę można do garażu lub piwnicy. Proporcje można zmieniać, jak ktoś lubi mniej słone, bardziej lub ma więcej lub mniej czasu na peklowanie, ale minimum to jednak około 5 dni.
Po tygodniu wyjmujemy, spłukujemy pod bieżącą wodą, wysuszamy ręcznikami papierowymi.
Mocujemy sznureczki do zaczepienia.
Wyciskamy kilka główek czosnku i nacieramy lekko mięsko, na koniec lekko posypujemy grubo zmielonym pieprzem czarnym.
Wędzę w temperaturze około 30-40 stopni około 10-12 godzin.
Jak ktoś lubi miękki boczuś, można pod koniec zaparzyć go około godzinki w temperaturze około 80C. Temperaturę mierzę wkładając rękę do wędzarki, na oko. Jak czuć, delikatne ciepło na ręce jest ok.
Ogólnie wszystko trzeba robić trochę na oko i z wyczuciem, najtrudniejsze jest wędzenie.
Drewno musi być idealnie suche! Wędzę tylko drewnem dębowym, czasami dokładam trochę buka, żadnej olchy!
Po rozpaleniu czekam aż wypali się smolak (on daje nieprzyjemny dym który może osmolić nam wędlkiny na czarno, fuj! ogólnie drewno iglaste precz! żadne jałowce i inne gówna), którego daję kilka drzazg na rozpałkę, nie używamy żadnych podpałek, zero chemii. Kilka drzazg smolaka i drobno połupane drewno dębowe, musi się zapalić. Potem podkładam tak raz na 30-40 minut dwa średnie klocki, no i to tyle.
Boczek jest dobry na chleb z masełkiem i lekko posypany pieprzem. Świetnie pasuje do wódeczki.