Był sobie wędkarz. Pewnego dnia dowiedział się o fantastycznym wprost łowisku - małym jeziorku w lesie, gdzie medalowe ryby same wskakują na haczyk. Nie mógł się już doczekać weekendu, zakombinował w pracy, pozamieniał się na dyżury, szykował sprzet całymi tygodniami. Kiedy nadszedł upragniony dzień, nastawił budzik na 4 rano i po długiej podróży odnalazł małe jeziorko w lesie.
Rozstawił wędki i czekał... godzinę... drugą godzinę, trzecią...
Wreszcie spławik drgnął, facet zaciął... i wyciągnął ogromne nadziane na haczyk gówno.
Zaklął szpetnie i zauważył, że z tyłu ktoś za nim stoi. Byl to miejscowy.
Wędkarz z żalem powiedział:
- No patrz pan, taki kawał drogi jechałem, tyle wysiłku, kombinowania, i co? GÓWNO...
Na to miejscowy:
- A bo wie pan, z tym jeziorkiem związana jest pewna legenda. Otóż niech pan sobie wyobrazi, przed 1 wojną światową żył tu chłopak i piękna dziewczyna. Kochali się niesamowicie. Ale wzięli go do wojska. Po jakimś czasie nadeszła wiadomość że on zginął na froncie. I proszę sobie wyobrazić, że ona przyszła tu, nad to jeziorko i z wielkiego żalu się utopiła!
- Niesamowite - odparł wędkarz.
- Ale to jeszcze nie koniec proszę pana! Otóż, po wojnie okazało się, że chłopak przeżył, był tylko ranny. Przyjechał tu, dowiedział się o wszystkim, załamał się, przyszedł tu, w to miejsce na którym pan teraz siedzi, i z żalu po utraconej wielkiej miłości również sie utopił!
- To szokująca historia - powiedział wędkarz - ale co z tym gównem?
- A to nie wiem. Widocznie ktoś nasrał.