Zacznę przewrotnie... taki eksperyment dzieje się już od dwóch lat na Redzie
Kiedyś byłem wielkim zwolennikiem troci w Redzie, dziś ten entuzjazm mocno opadł. Najlepsze trociowe lata Redy zbiegły się ze stopniowym zanikaniem pstrąga i lipienia, ten drugi gatunek do stanu zero. I odwrotnie, teraźniejsze chude lata w troci to znaczna poprawa pogłowia lipienia, nie można w tej chwili narzekać. Oczywiscie nie twierdzę, że ma to przełożenie wprost ale jeśli życie jakiś lasów na Alasce zalezy od bytności łososi w rzece, to może i na Redzie jakieś drugorzędne powiązania powodują takie zależności w mniejszym lub większym stopniu. Nie wiem, ale nawet Macias i o Drwęcy czytałem podobne rozważania w kontekście pogłowia innych ryb. Dziś jeszcze te paskudne choróbska dopełniają czary goryczy.
Wracając jednak do głównego wątku. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tej modnej ostatnio filozofii – zabijać ryby tuż przed tarłem a uwalniać te, które swoje zrobiły, bo mniemam, że Twój postulat to dopuszczenie do łowienia w październiku. Takie pomysły pojawiały się już lata temu... ruchomy okres ochronny, specjalne licencje, jedna ryba, dany odcinek itp. ale w w fazie pomyslów zostały.
Wreszcie, ile ryb uwolnionych dotrwa do kolejnego tarła ? Wróci do morza, omijając jazy, sieci, drapieżców, przeżyje kolejny rok bez chorób manewrując między sieciami i flasherami, i wpłynie znowu do rzeki tym razej manewrując między błystkami i woblerami ??? Z praktyki okazuje się, że 1-2%. Więc śmiem wątpić, czy zrobimy z Redy Szkocję uwalniając kelty. Nie, żebym jakoś specjalnie przepadał za ich mięsem, skłaniam się ostatnio mocno ku ich uwalnianiu (bardziej w teorii na razie z wiadomych przyczyn) a jeśli je uwalniam to z innych pobudek. Na pewno to piękna idea, ucząca szacunku do innych ryb, zmnieniająca podejście do wędkarstwa ogółem, warto dawać takie przykłady i je naśladować. Ale nie wierzę, że ma to jakiekolwiek gospodarcze uzasadnienie, zwłaszcza w obecnej sytuacji gdzie każda trociowa rzeka boryka się z podobnymi problemami. To zaczynanie od dupy strony.
Swego czasu na Redzie łowiło się tylko ryby 60-61 cm, w innym roku 53-54, więc oprócz tego, że wracał dany rocznik z zarybień to inne wymiarowo ryby po prostu nie przechodziły przez siatki, jak już wcześniej pisano. I tych kutrów, kuterków a teraz także łodzi wędkarskich pływa po zatoce sporo... na tyle dużo, że eldorado się na razie nie doczekamy. Najlepsze ciągi przypadały po najwiekszych sztormach kiedy nie można było rozstawić sieci.
Inna sprawa, że Reda raczej kojarzona jest z letnimi srebrniakami, niekoniecznie końcówka września bywa najlepsza.
Póki co chyba wreszcie dozyjemy przepławki z prawdziwego zdarzenia, a wtedy wytropienie srebrnej ryby będzie jeszcze ciekawsze i...trudniejsze.