Artur Furdyna napisał:
Marcinie!
A masz dowody, że obecna gospodarka "im pomaga"? Stan ekosystemów mam na myśli.
Ten niski procent powrotów, który przywołujesz, to wynik naturalnych procesów, czy też obecnego modelu - zarybić by wyrybić....
Czy ktokolwiek raczył dokonać analizy tego "systemu sztucznego podtrzymania"?
Czytając opracowania uzasadniające "konieczność" takiej polityki nieodparcie odnoszę wrażenie, że przed naszymi "guru" zarybieniowymi w polskich wodach ryb nie było wcale.....
A czy ktokolwiek raczył wykonać sensowny monitoring efektywności tychże zarybień?
Można co najmniej tyle samo wątpliwości znaleźć.... a do tego obecny system jest wymysłem człowieka... Natura takich "poprawek" nie potrzebowała, i wcale nie ma dowodów, że te "poprawki" pomagają czemukolwiek, prócz beneficjentów programu....
Arturze!
Ale wypuszczanie keltów również nie pomoże ekosystemom.
Szansa na kolejne tarło wypuszczonej ryby jest bliska zeru.
Obecna sytuacja (zubożała pula genowa populacji wszystkich rzek) przemawia wręcz za tym, by uśmiercać kelty, aby czasem nie miały szansy wrócić więcej razy, bo może wprowadzić jeszcze raz te same geny. Zubożenie puli genowej jest zastraszającą wysokie i wciąż postępuje za sprawą zarybień smoltami. Te bowiem są potomstwem kilkudziesięciu tarlaków z doboru sztucznego, a w naturalnych warunkach do rozrodu przystępuje kilka, a nawet kilkadziesiąt tysięcy ryb.
Ponadto skąd wiadomo, czy ta lub inna ryba powinna wrócić do wody czy nie. Czy odbyła skuteczne tarło, czyli zakończone sukcesem reprodukcyjnym (spływem smoltów); lub czy może jest bliźniakiem innej, jednej z 30 ryb bliźniaczek, które również się w tym roku wytarły i nikt ich nie złowił na wędkę i wrócą za rok, bo np. ominą siaty.
Podsumowując.
Wypuszczanie keltów nie jest zupełnie bez sensu, jednak w obecnej sytuacji nie przyniesie rezultatów jakich niektórzy się spodziewają.
Najbardziej sensownym z działań jest pilnowanie ryb w rzece od czerwca do tarła i łowić w tym czasie z umiarem. Jedynie te ryby przystąpią do tarła, które można umownie nazywać "naturalnym". W rzece zadziała jeszcze dobór "naturalny" (również umownie) - choroby wyeliminują słabsze osobniki - warto dodać, że choć epidemie są skutkiem zarybień smoltem, to eliminują również z naturalnego tarła ryby podatne (zapewne głównie te z zarybień), co ogólnie nie jest naturalne... ale działa - jak cały ten system, niczym jakaś... proteza...
tak więc nic nie jest już naturalne, pytanie czy jeszcze uda nam się zbliżyć do jakiegoś choćby w połowie naturalnego układu?
Osobiście nie podoba mi się brak spójnego zarządzania populacją łososiowatych, rzeką, zlewnią, wędkarstwem, rybołówstwem i działaniami ochronnymi.
Wszystko wiąże się z brakiem odpowiedniego finansowania. Na razie z jednej puli płacą tylko za zarybienia, a na inne cele (udrożniania itp) trzeba szukać pieniędzy gdzie indziej, inne środki są na rekompensaty dla rybaków itp.
Gdy każda z instytucji dostaje kasę to ją po prostu wydaje. I mimo to, że robią to wszyscy najlepiej jak potrafią, to "nie grają do jednej bramki".
Analizą problemu i poszukiwanie potencjalnych rozwiązań wdrożeniowych powinien zająć się raczej zespół osób reprezentujących różne dziedziny. Może z następnego rozdania funduszy unijnych ktoś (ja mam za mało robaczków przed nazwiskiem) sięgnie po kasę i zajmie się tym na dobre.
Będę się o to modlił, wam też radzę.