pisałem już kiedyś, że PZW według mojej skromnej opinii to ostatni bastion i relikt dawnego systemu (PeRueLu) i trzeba to zmienić. Najlepiej rozwiązać. Pracowników etatowych PZW zwolnić, po co mamy utrzymywać nierentowne i nieefektywne struktury, których jedynym zmartwieniem jest wypłata ... Nie potrafią walczyć o wody z których wszyscy mamy prawo korzystać, nie potrafią zadbać o nasze (swoje) interesy. Za otrzymywane na zarybienia pieniądze koła dorybiają swoje licencyjne stawki, żwirownie itp. Żaden z licencyjnych (zamkniętych) zbiorników nie utrzymuje się sam (ze sprzedaży licencji). Bo jak inaczej wyobrazić sobie taki staw licencyjny dla członków danego koła, którego roczna licencja kosztuje 150 zł, a można z niego wydoić np. 30 karpi, gdzie tu rachunek ekonomiczny, jakim cudem to się utrzymuje, skoro ludzie wyciągają więcej niż wpłacają ??? I nie mówicie mi proszę o naturze, bo to bzdura. Dlaczego zatem koła, które są dzierżawcami takich zamkniętych zbiorników, wykorzystują pozyskane z okręgu pieniądze (przeznaczone na zarybienia) i za nie kupują w hodowlach karpia i wpuszczają do zamkniętej wody??? To jest złodziejstwo, defraudacja i duże nadużycie, a w rzekach tymczasem kormorany i mięsiarstwo kłusownicze różnej maści wyżera ostatki zwierzątek z płetwami.
Zatem.
1. Zlikwidować PZW. Pracowników każdego szczebla zwolnić, bo instytucja przestaje istnieć. Przekazać wszelkie możliwe dokumenty Ministerstwu ochrony środowiska. Prace które do tej pory realizowały okręgi i koła przekazać na rzecz samorządów. Można ewentualnie zatrudnić po 1 pracowniku (z dawnego PZW) do każdego z wydziałów, aby zrekompensować urzędom przyrost obowiązków i pracy, ale nie wydaje mi się to konieczne, wydziały ochrony środowiska nie są specjalnie zapracowane, stażysta załatwi całą sprawę znacznie sprawniej i taniej. Zwolnionym pracownikom zlikwidowanego PZW, zaproponować pracę, która będzie polegała na sprawowaniu kontroli, coś a'la SSR (ale z możliwościami PSR). Wynagrodzenie owych ludzi uzależnione byłoby od ich efektywności, czyli większa skuteczność pracy = większe wynagrodzenie. Brak efektów - brak kasy. Wprowadzić zwyczajnie taryfikator wynagrodzeń za złapanie kłusownika, za wystawienie mandatu (nielegalny połów, zaśmiecanie wody, dewastację itp. ...). Niech ci ludzie nie zostaną na bruku bez środków, bo to byłoby nie uczciwe, choć nie wiem czy taka nagroda im się należy, za te wszystkie lata upadku polskich wód.
2. Likwidacja kart wędkarskich i wprowadzenie licencji na połów w kraju (ogólnopolska opłata, albo podział na nizinną i górską lub wody stojące i rzeki). Bez żadnych okręgów, podziałów itp. Pieniądze za licencję na wędkowanie wpłacane na rzecz konkretnego wydziału ochrony środowiska (gminy, powiatu, czy województwa).
Podział środków w sposób następujący. Samorząd na którego konto wpłynęły pieniądze za licencję na połów ryb wędką, otrzymuje np. 60% kwoty, która przeznaczana jest na cele organizacyjne (zarybienia, ochrona wód, ...) reszta przeznaczana jest do Ministerstwa Ochrony Środowiska, skąd następnie zostaje rozdysponowana według klucza. Im większy areał wodny tym większe środki - tak chyba najprościej). Ministerstwo płaci wojewodzie, wojewódzki (WOŚ - wydział ochrony środowiska) przekazuje pieniądze powiatom, a powiaty poszczególnym gminom. Pieniądze przeznaczane są na zarybienia i prace na rzecz właściwego utrzymania wód.
3. Zakaz zarybiania wód ogólnodostępnych obcymi rybami handlowymi typu karp, pstrąg tęczowy, amur ... jako, że gatunki te są obce dla naszych wód nie powinniśmy nimi zarybiać. Zakaz zarybiania rybami dorosłymi, jedynie ikra, wylęg, narybek. W początkowych fazach ewentualnie jeśli takie zarybienia byłyby konieczne dla odbudowy podstawowej populacji zarybić tarlakami.
4. Wszelkiego typu naturalne akweny powinny pozostać własnością państwa, inne zbiorniki i cieki wodne mogłyby zostać przekazane w dzierżawę dla towarzystw wędkarskich, przedsiębiorców, itp. jako obiekty rekreacyjno sportowe. Na wodach oddanych w dzierżawę niech dzierżawca wpuszcza sobie do wody co mu się chce, niech się sam martwi o to co mu w wodzie pływa, żadnych operatów, zezwoleń itp. jak ktoś chce połapać karpie, amury, tęczaki - droga wolna, nie musi łowić na państwowych wodach, mało tego nie musi na państwowe wody płacić ani grosza jeśli nie chce na nich łowić. Proste. Żadna dzierżawiona woda i żadnej dzierżawca nie mogą dostać z państwa ani złotówki na rybę, ani ochronę wody - chce się ktoś bawić w biznes niech się sam o to martwi za co.
5. Prawo i jego egzekucja. Zaostrzenie limitów połowu i wprowadzenie wymiarów ochronnych widełkowych (minimalny i maksymalny wymiar ryby, którą można zabić). Nie chcę tu pisać, że jeden szczupak, jeden sandacz itp. bo to nie o to chodzi tym powinni się zajmować ludzie, którzy mają o tym pojęcie, ale generalnie ryby (gatunki) objęte limitem powinny wyć wyznaczone i limit taki nie powinien wynosić więcej niż 2 szt. Kary, minimalna wysokość kary - to np. dwukrotność opłaty za roczne wędkowanie + praca na rzecz okradzionego - wymiar czasu do odpracowania ustalany sądownie. Oczywiście może zostać wprowadzony ekwiwalent za mandat pieniężny w postaci odpracowania kary (sprzątanie śmieci, przycinanie drzew i krzewów, ogólnie prace gospodarcze przy zbiornikach i rzekach) pod nadzorem Policji, czy straży miejskiej, za niezrealizowanie, niewłaściwą realizację, czy niewywiązanie się z terminu postanowień sądu areszt + kara finansowa i praca raz jeszcze, aż do skutku. Karanie kłusowników, śmieciarzy, wędkarzy, ludzi którzy nie przestrzegają obowiązującego prawa. Prawo nie jest po to, aby go łamać, prawo jest po to, aby go przestrzegać.
6. Kwestia opłaty i jej wysokości. Obecnie opłacając możliwość wędkowania w 2 czy 3 okręgach trzeba wyłożyć z kieszeni około 500, 600 zł, z czego znaczna część przepada na karpie i wynagrodzenia okręgowych darmozjadów i pijaków w kołach, jeśli te środki zostaną przeznaczone na zarybienia i ochronę wód powinno to wystarczyć.
To tak w skrócie ... jeśli ktoś jest zainteresowany głębszą wymianą uwag ... lub ma jakieś inne pomysły ... zapraszam