Cisza w temacie to ja się pochwalę rybką, która niedawno podniosła mi poprzeczkę i ciśnienie. Korzystając z urlopu i po naciskach żony, wybrałem się nad rzekę. Woda czysta i niska, a mimo to założyłem wobka znaleźnego aby zrobić rekonesans zaczepowy. Praca wobka mi się zbytnio nie podobała i kiedy po 30 min. łowienia w duchu myślałem o zmianie na inny wabik, na środku rzeki bach!!!! Odpowiedziałem na targnięcie mocnym zacięciem. Błysk złotego koloru dało złudzenie dużego szczupaka, tym bardziej że ryba zrobiła kilka keltowych młynków w miejscu. Po chwili wyskok nad wodę i wtedy dopiero się przeraziłem. Trocisko jak diabli. Odjazd w dół z nurtem i mozolne podciąganie. Szybki rachunek sumienia bo kotwiczki małe a agrafka słabiutka. Ale cóż, dopóki ryba na wędce. Chwile mijały a ryba słabła. Już wobler, którego po zacięciu nie widziałem bo był cały w paszczy, teraz dał się zauważyć. Na szczęście ryba już opadała z sił. Nie dając jej czasu na odpoczynek, podciągnąłem pod trzciny i próbowałem wyjąc ręką . Cztery razy po dotknięciu i próbie złapania za kark lub skrzela ryba startowała na środek. Udało się za piątym razem, ale nawet nie poczułem że jestem ponad kolana w wodzie. Radość na brzegu ogromna, łapy się trzęsły jak pijakowi. Gdy po szybkim zmierzeniu okazało się, że to ryba 75+ byłem wniebowzięty. Z kilku zdjęć mokrym telefonem tylko jedno cokolwiek nadaje się do obejrzenia. Urlop nadal trwa a to mój nowy rekord ze Słupii. Pozdro