Oj, ta moja ukochana Słupia.
Pamiętam takie ciągi jesienne, a nawet już wiosenne, zaczynające się w kwietniu, że jak troszkę się postało nad rzeka, to widziało się po kilka spławów. Zanieczyszczenie wód było o wiele większe, z kłusownikami nikt tak nie walczył, PZW było i nikt nie myślał, że może go nie być, nie było zbyt wielu łowisk specjalnych, a o C and R nikt nawet nie słyszał.
A teraz czytam, że prawie żadna ryba w rzece nie pływa. Na innych także nic lepszego, trzy rybki na 180 zawodników. I doskonale wiem, że te zawody nie są reprezentatywne. Płakać, czy śmiać się, nie wiadomo co robić. A jak troć złapana to "okazy" po 60 cm. Te co wejdą później, to znowu całe w plamach oraz wrzodach, i nie od walk godowych, tylko choróbska.
Czy w naszym kraju nie da się nic zrobić. Czesi, Słowacy, Chorwacji, Szwedzi, czy nawet Rosjanie maja u siebie ryby łososiowate, a my co. Nie wspominam o Ameryce, czy tak dalekim kraju jak Nowa Zelandia.
Koledzy.
Tylko was podziwiać, że niektórym się jeszcze chce walczyć o tarło przeżyciowy, czy z kłusownikami. Nie wspominając o walce z PZW. Tylko, że robicie to od wielu lat i ryb nie dość, że nie przybywa, to jeszcze jak czytam ubywa.
Zastanówcie się, może założenia złe, chociaż cel najszlachetniejszy.
Gdzieś tu jest duży błąd.