Rzeki wielkości Gowienicy i mniejsze to dobry przykład błędów w całej naszej "polityce" zarządzania zasobami rybackimi..
Często słyszę teksty o tym, że rzeka jest wygotowana przez kłusoli, resztę zjadły wydry itd....
Tymczasem od dwóch sezonów na Gowienicy mamy całoroczny monitoring dzięki fotopułapkom i trochę więcej wiemy o presji wędkarskiej. Ujawnione przypadki kłusownictwa miały miejsce 3 razy, z czego dwa udaremniono.... Oczywiście nie twierdzę, że mamy pełny obraz sytuacji, bowiem kilka czarnych dziur nadal funkcjonuje, ale większość rzeki jest dość dobrze chroniona i kłusownicy nie wybili, jak kiedyś większości ryb. Tymczasem w tym sezonie w pierwszych dniach przez odcinek Widzeńsko - Babigoszcz dziennie przewijało się od 10 do 20 osób... nieco mniej ludzi było wyżej i niżej. Nie mam teraz czasu dokładnie liczyć, ale nie pomylę się dużo, jeśli powiem, że do 7 stycznia rzekę tą odwiedziło ponad 150 wędkarzy. Przy dzisiejszych limitach taka grupa jest w stanie populację pstrągów prawie wyzerować na takiej rzeczce... o trociach nie piszę, bowiem wiem, że ich ilości w tym sezonie na Gowienicy są mizerne z powodu braku wody w okresie tarła... większość ryb po prostu zeszło zaraz po odbyciu godów...
Dlatego dla każdej wody ilość ryb dopuszczonych do zabrania winna być podstawą użytkowania.. zarybiać można setkami tysięcy, a i tak ilość ryb, które rzeka wykarmi będzie taka sama, co przy dobrze chronionej naturalnej populacji... ze wskazaniem na dużo lepszy stan zdrowotny tej drugiej...