Pamiętam ten artykuł i chyba wszystkie pozostałe z tego rocznika, dostałem oprawiony cały rocznik od stryja mojego ojca kiedy jego choroba była już mocno zaawansowana.
Nie wiem czy to sentyment, ale wydaje mi się że dawne opisy wędkarskich łowisk i opowiadania wędkarskie były prostsze w formie, mniej dęte i przez to bardziej strawne. Dzisiejsze instrukcje w prasie wędkarskiej "jak nabić rybę na haczyk" nudzą mnie, dzisiaj tylko średnice żyłek, rozmiarówka haczyków, akcja wędek, moduły grafitów, stożki echosondy, czyli hi, nano, multi i mono, a wędkarz i tak coraz bardziej niezadowolony.
Zresztą zobaczcie na okładkę tych WW, kwintesencja wędkarstwa. Jaki tytuł dzisiaj ośmieliłby się dać takie zdjęcie na okładkę, dzisiaj musi być koniecznie mega boleń, troć lub szczupak (zależnie od miesiąca) z jego dzielnym i wspaniałym łowcą, czyli taki wedkarski playboy z cymbałami wylewającymi się z okładki.