Urodziłem się, i wychowałem nad tą rzeką. Większość z was nie pamięta, jak ta woda wyglądała w latach 70 ubiegłego wieku. Za każdą muldą piasku stało stado kiełbi, na każdym żwawszym dopływie do kamieni przyczepionych było stado minogów, w każdym wolniejszym zakolu można było do bólu nałowić dorodnych płoci, kleni, jazi, czy jelców. Pod każdym kamieniem mieszkał głowacz. W co drugim zakolu grasował szczupak, a i kilogramowy lin nie należał do rzadkości. W nocy łowiło się miętusy, a i węgorz często na wędce się meldował. Nikt w sposób świadomy nie łowił pstrągów, nie płacił składek, nie pieprzył farmazonów o robaczkarzach. Po co, jak łatwiej można było nałowić innych ryb? Rzeka żyła. Do lat 80. Weszły koparki, faszyna, dwa zatrucia, itd. Teraz zarybia się pstrągiem i lipieniem, oprócz tych dwóch gatunków na górnej Redze za wielu ryb już nie ma. Dzięki TMRR widać poprawę, ale dopóki nie doprowadzimy rzeki do stanu z przed x lat, to zapomnijmy o regularnym łowieniu 50+. Kropki po prostu nie mają co jeść. Renaturyzacja nie polega tylko na odbudowaniu populacji ryb łososiowatych. Musimy to zrozumieć.