I mamy już marzec, ale ten czas zasuwa. Ten sezon będzie zupełnie inny niż pozostałe. Skala zniszczeń rzek po powodzi jest tak ogromna, że nie można jej nawet porównywać do tej z 1997, która była powodzią tysiąclecia. Chyba czasu mi zabraknie na obchód wszystkich odcinków, a brakowało mi go nawet w normalnych sezonach.
Tak więc przyszedł czas na kolejny odcinek. Szok i niedowierzanie co tu się stało! Brzegi i pola demolka. Dno rzeki całkowicie przemodelowane. Nie ma już wieloletnich met, wszystko wywrócone do góry nogami. Dochodzę do granicy odcinków i postanawiam iść jeszcze 200, kolejne 100 i jeszcze kolejne 200 metrów w górę, bo niczego nie poznaję ....... a wygląda ciekawie! Między odcinkami ciut szybszej wody zrobił się taki głębszy wolniak, a to dobre dla zmęczonych ryb po tarle i zimie. Obławiam i zerkam co róż w górę bo korci iść jeszcze ciut wyżej. Szeroka i głęboka woda więc rzuty w poprzek i dryf woblera pod mój brzeg, tak jak na trociowym łowieniu. Nie wiele czasu mija gdy po dalekim rzucie czuję wyraźne puk, po 2 sekundach koleje puk, ale nadal nie tnę bo czuję że goni i szturcha, i w końcu trzecie przytrzymanie i bujnięcie. Tnę i już czuję głębokie bujanie kija, oj będzie ładny!! Hol siłowy i szyki, a na końcu długi pstrąg. Już chcę drzeć gębę bo chyba kolejne 5 z przodu, ale jednak nie bo najpierw mierzenie. I niestety brakuje 2 cm, więc gruba ale jednak 48 cm. Ryba szczupła i wymęczona ze starymi bliznami, kilka fotek i do wody. Obławiam dokładnie i już na kolejnym stanowisku gdy podchodzę do wody widzę dwie ryby tańcujące koło siebie tuż pod moimi nogami. Duże ryby, jak w amorach czy się odganiają, czy są spłoszone, nie wiem. Nie zastanawiam się dłużej i podaję w ich pobliże woblera bo widzę gdzie się kręcą. Większa nie zastanawia się zbyt długo i wściekle atakuje. Kocioł pod nogami na krótkim dyszlu, aż mi linki zabrakło do podebrania pod szczytem

Jest! I znów chwila namysłu, pięć z przodu?? Pstrągal wyraźnie grubszy, jakby krótszy, ale jednak.... tyle samo co poprzedni 48 cm. Krótka sesja i do wody. Ale radocha bo w 20 minut takie kabanki. Postanawiam poprawić cały odcinek jeszcze raz, a nawet zacząć jeszcze wyżej, a nóż będzie jeszcze jeden. Niestety nie było już nic więcej. Wchodzę na zasadniczy odcinek, nie poznaję go bo tak zmasakrowany i dopiera gdzieś tam dalej zaczyna wygląda po staremu bo brzegi mniej kręte i jakby mocniejsze. W szybkiej rynnie bach, szybki hol i chudzinka ze 33 cm. Fajnie bo trzeci, ale szkoda że taki krótki

Później długo, długo nic. Moja ulubiona miejscówka również na zero, a liczyłem jednak w niej na spory kontak. Ponownie wchodzę na zdemolowany odcinek i w myślach wychwalam fajne nowe miejscówki. Coś te moje prorocze wywody ostatnio się sprawdzają, bo nagle widzę jak do woblera spod kołków startuje długa ryba, bach, kotłowanina i w podbieraku znów melduje się 40+, a dokładnie 42 cm. Ależ radocha! Wiem, że robi się późno bo miałem być w domu szybciej, bo jeszcze nocka w robocie przede mną, ale już się zbliżam pomału do samochodu. Jeszcze godzina i będę jechał

No i w między czasie kolejny krop taki na 36 cm, ale z tym nie wiem jak będzie bo niestety potwornie głęboko łyknął woba gdy centralnie od tyłu go najechał przy ataku i dostał po skrzelach. Niby odpłynął, a w sumie wyszarpał mi się z rąk, ale ciut później mocno "kulał" w wodzie i zniknął porwany przez nurt. Trochę smutno, ale jest zakaz zabierania pstrągów, a może przeżyje? I tak w sumie 5 ryb na 5 brań, nie mogło być lepiej! Zmarznięty i przewiany zimnym wiatrem pstrykam jeszcze fotkę przebiśniegom i do domu. Co za tydzień, to nie wiem, bo w głowie po ostatnich trzech wyprawach mocno namieszane. Zobaczymy
Sprzęt: spinning Dragon HM-X Mamba II 2,75m 3-18g, kołowrotek Team Dragon SL.2 FD 830i, plecionka Dragon S-Braid X8 0,10 mm + fluorocarbon Soflex 0,245 mm.