A może by tak zadać sobie pytanie trochę inaczej, niż to jest w tytule tego wątku? Mianowicie: po co my łowimy te ryby, skąd czerpiemy satysfakcję? Czy po to, żeby wytaszczyć rybę wszelkimi środkami, a potem ją zeżreć? Czy też po to, żeby rybę przechytrzyć i pokonać w walce, w której ona też ma jakieś szanse, nawet, jeżeli mamy zamiar ją później skonsumować? Po co łowimy - po to, żeby zeżreć, czy żeby skonsumować? Nawet jeśli nastawiamy się od początku, że złowione ryby zabieramy, można to też robić z klasą. Różnica jest właśnie taka, jak między wyżerką, a smakowaniem.
Jak już sobie odpowiemy na to podstawowe pytanie, wówczas odpowiedź na pytanie z tytułu wątku jest banalnie prosta. Podobnie jak rozwiązanie problemu co zrobić z rybą zapiętą z wysokiej skarpy: nie łowić w takich miejscach. I podobnie jak z dylematem dotyczącym haków bezzadziorowych - nawiasem mówiąc odkąd przerzuciłem się całkowicie na bezzadziory, odnoszę wrażenie, że mam mniej spadów. Może to kwestia tego, że świadom braku zadziora przykładam większą staranność do holu, nauczyłem się to robić lepiej?
A wreszcie - co się takiego stanie, jeśli okaz nam spadnie w czasie holu? OK, nie zeżremy tej ryby. Jeżeli dla kogoś jest to argument rozstrzygający, niepotrzebnie w ogóle czyta ten wątek. Nie zrobimy jej zdjęcia, nie będziemy mieli pamiątki. Ważki argument, ale w końcu dla kogo łowimy, kto czerpie satysfakcję z tego naszego łowienia, jak nie my sami? Ja w tym roku na jętce majowej miałem na haku grubo ponad pięćdziesiątaka. Mam na filmie nagrane, jak ta ryba żeruje na powierzchni. Miejsce było wybitnie trudne do rzutu, zwykła pomorska dżungla na małej rzeczce. Wiedziałem, ze mam tylko jeden rzut. Pół godziny podkradania się do miejsca, skąd mogłem jako tako rzucić. Ryba wzięła w pierwszym rzucie. Krótki hol, ryba pokazuje się w całej okazałości, przewala, i uwalnia z haka. Wiem, co było przyczyną, złe zacięcie. Potem jeszcze do tego pstrąga wracałem, widziałem jak zbierał jętkę z powierzchni, ale mojej już nie chciał, przestawał żerować. I za każdym razem, jak go odwiedzałem, myślałem sobie, że to nawet lepiej, że wtedy za pierwszym razem go nie wyciągnąłem, jego miejsce nie jest na haku, jego przeznaczeniem jest być najcwańszą rybą w okolicy, i nie dać się złapać na marną imitację. Przegrałem walkę, ale nie z byle kim. Szacun.
I dlatego mogę to dzisiaj tutaj opisać zamiast wstawić zdjęcie kolejnego pięćdziesiątaka. Nie trzeba ryby wyciągnąć, żeby się nią pochwalić