paweld napisał:(...)Co do C&R to nigdy nie będę absolutnie "za" bo wtedy samo wędkowanie straci swoją praprzyczynę.(...)
Uważam tak samo. Pewien kontakt ze źródłem wędkarstwa jakim było zbieractwo i łowiectwo trzeba zachować. Z umiarem ale jednak. Tak samo uważam, że przynajmniej raz w życiu można zastosować przyjemny sex do zrobienia dziecka, co nie znaczy, że trzeba mieć na tej coraz ciaśniejszej planecie zaraz 10 dzieci (huh, poza tym kto by to utrzymał...). Nie można jednak zapominać, że to właśnie instynkt w przedłużeniu gatunku uczynił tą rzecz przyjemną i przyjemność jest wyłącznie pochodną pewnej bardzo ważnej funkcji... jest zapłatą natury za wykonanie obowiązku wobec genów. Natomiast uważam, że gdyby ludzie wymyślili tabletkę na nieśmiertelność i uprawiali sex wyłącznie dla przyjemności, natura zabrałaby im tą przyjemność, bo po co angażować pewne funkcje organizmu do motywowania człowieka przyjemnością, skoro niczemu to już nie służy? Podobny los spotka pewnie wędkarstwo w stu procentach nokillowe. Miejmy umiar i to wystarczy.
Wypuszczanie wszystkich złowionych ryb uważam za zboczenie. Sam jestem trochę zboczony, bo wypuszczam zdecydowaną większość złowionych ryb, ale ten mały procent to takie usprawiedliwienie sumienia. Nie potrafiłbym sobie spojrzeć w oczy, gdybym nie zabrał czasami ryby. I nie chodzi mi o mięso, ale o aspekt moralny. Uważałbym siebie za człowieka który niepotrzebnie męczy ryby. A tak przynajmniej sobie wkręcam fazę, że mój wymiar widełkowy ma na przykład 2 cm przestrzeni na zabranie ryby, a wszystko co większe i mniejsze wypuszczam i okłamuję siebie, że jestem niby myśliwym - selekcjonerem i "chlera jasna, trafiają się sztuki, które nie powinny się trafiać", choć tak naprawdę w głębi mojej zakłamanej duszy wcale nie narzekam na fakt, że biorą mi ryby poza tymi widełkami:dry:
Gdyby nie można było zabierać ryb, nie łowiłbym ryb. I to powiedział ten, który wypuścił więcej ryb (pstrągów i lipieni, bo troci nie łowię) niż niejeden zadeklarowany nokillowiec. Nie lubię fanatyzmu i przeginania.
P.S. Swoją drogą ostatnio coraz bardzej drażni mnie procent wypuszczonych przeze mnie ryb. Dlatego ostatnio przeplatam sobie łowienie ryb jak ja to mówię, z "czerownej księgi zwierząt" (pstrągów i lipieni), z łowieniem płoci, leszczy, jelców, kleni, jazi itp. gdzie normalnie biorę sobie trzy - cztery ryby na obiad mniej więcej raz na dwa tygodnie. I wkurzają mnie kolesie, którzy biorą do domu dwa wiadra białorybu, jak i zboczeni zawodnicy, którzy po "sportowym" łowieniu ryb na tyczkę, wysypują z wysokiego murka ryby, które cały dzień nie wiem po kiego grzyba trzymali w siatce... by zważyć swój wynik.
Jednym słowiem:
Nie lubię pazernych mięsiarzy i fanatycznych nokillowców.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek