Antoś z Kaseb napisał:(...)A sześćdziesiątek jest jeszcze bardzo dużo, tylko nie są takie głupie jak trzydziestaki
Seba
Seba,
Wcale nie ma ich tak dużo. Pogadaj z miejscowymi, albo poobserwuj swoje rzeczki dokładnie od rana do wieczora by stwierdzić żerowanie dużych sztuk. Występują one bardzo rzadko, a poza tym pomyśl sobie o tym w ten sposób. Ile ziarenek ikry może dać taki kaban...
Ponadto czy nie jest prawdziwe indiańskie przysłowie, które mówi "Zabijaj tylko tyle ryb ile naprawdę potrzebujesz."? Tutaj nie można uwzględniać potrzeb wszystkich znajomych, tylko swoje i to najlepiej w obrębie jednej survivalowej wyprawy, choć powinniśmy się starać brać odpowiedni zapas pożywienia aby nie trzeba było się ratować rybą, a co gorsza pstrągiem. Warto sobie z takiej pstrągowej rzeczki zabrać czasami kilogramowego szczupaka, średniej wielkości klenika... choć też nie zawsze. Jeżeli nikt poza wami tam nie łowi, odcinajcie z kumplem kupony bardzo rozsądnie, aby nie zachwiać równowagi populacji tych ryb. Cztery takie kabany to jednak spory ubytek i trochę... przepraszam za wyrażenie, pazerniactwo.
Ja jestem mięsiarzem, to znaczy łowię między innymi po to aby zjeść, a nie jem gdy ryb jest zbyt mało. I co z tego, że jestem mięsiarzem, skoro na 99% moich wypraw ryb w danym łowisku jest zbyt mało by zabrać jakąkolwiek. Gdybym łowił ryby sam w promieniu 100 km, prawdopodobnie nie wypuszczałbym żadnych ryb. Jednak przez całe moje pstrągowanie oficjalnie licząc od 17 do 30 roku życia, zabiłem 9 pstrągów potokowych więc wychodzi na to, że zabiłem średnio 0,69 pstrąga potokowego rocznie. Zwykle jak dodam presję jaką współtworzę z innymi na łowisku, muszę myśleć za gospodarza łowiska, tak by mieć co łowić w przyszłości. A potokowce brałem wtedy, gdy zabrana ryba z uwagi na silne stado stanowiła znikomy procent populacji ryb żyjących w rzece. Na takie warunki jednak trafiam tak rzadko, że niestety mimo że nie jestem nokillowcem, wypuściłem do wody całą masę pstrągów. Nie uznaję nokill jako ideologii, a kieruję się wyłącznie płynnością populacji jaką zastaje na łowisku. Ze swoich mało znanych mateczników mógłbym zabrać powiedzmy 1 - 3 pstrągów rocznie bez zachwiania równowagi, zaś z łowisk powszechnie znanych raczej nie zabiorę ani jednego. Nokill jest więc dla mnie tylko narzędziem, które pozwala mi łowić nawet wtedy gdy zasoby nie pozwalają już na ich eksploatację, ponieważ bardzo lubię łowić ryby:blush:
Znam też ideowych nokiilowców, którzy w swoim życiu zablili kiladziesiąt potokowców. Więc róznie to bywa z tym jak kto nazywa siebie i innych. Mięsiarz i nokillowiec to tylko etykietki. Na końcu liczą się i tak tylko i wyłącznie liczby.
Rób co chcesz Seba, ale pamiętaj, że za rok, za pięć i za dziesięć lat też będą kolejne sezony pstrągowe. Poza tym co paradoksalne, ten co zabił w sezonie jednego pstrąga może czynić większe straty niż ten co zabił ich pięć. Może być bowiem tak, że ten co zabił jednego wziął go z łowiska, gdzie jest on bardzo przetrzebiony i był to kolejny gwódź do trumny. Natomiast może też być tak, że ktoś weźmie pięć ryb z kilkukilometrowego odcinka matecznika gdzie nikt poza nim nie łowi i wówczas te pięć pstrągów będzie relatywnie małym ubutkiem. Dlatego uważam, że łowiska powinny mieć gospodarza, który limit roczny ustala stosownie do zasobów. Limit nałożony na wędkarza, który skutkuje dużymi anomailiami w zależności od tego czy rzeczka jest modna czy nie, jest jedną z największych głupot jakie w PZW występują. Owocnych przemyśleń.
Serdecznie pozdrawiam
Krzysiek