Chcę się z kolegami wędkarzami podzielić moją dzisiejszą przygodą.
Po porannej kawie i kolejnej projekcji jednego z filmów o łowcach troci wyruszyłem nad ukochaną Parsętę. Około 11 zacząłem spinningowanie powyżej Rościęcina – po dwóch godzinach biczowania rzeki, bez jakichkolwiek oznak apetytu u ryb, postanowiłem wracać. W drodze powrotnej odwiedziłem znaną miejscówkę w okolicy „rowka” przy Fabryce domów. Po dotarciu na miejsce okazało się, że ten odcinek testowali dwaj trociarze, którzy po skończonym wędkowaniu ruszyli, na skróty, przez łąki w kierunku szosy. Dziękując losowi za samotność, w tak obleganym, w czasie weekendu, miejscu wykonałem pierwsze kilka rzutów pod zarośnięty, przeciwległy brzeg. Rozkoszując się widokiem rzeki, nagle usłyszałem bardzo głośny plusk w krzakach. W pierwszej chwili pomyślałem, że to ogromna ryba. Po kilku sekundach przelewania się hektolitrów wody byłem pewien, że to nieostrożny wędkarz, który wpadł do rzeki. Wyjaśnienie zagadki wypłynęło w tym samym momencie – to był dzik, który płynął w moim kierunku. Na szczęście nurt rzeki zniósł go o kilkanaście metrów i tuż po dopłynięciu do mojego brzegu pobiegł w kierunku dwójki wędkarzy, których wciąż widziałem w oddali. Wszystko wskazuje na to, że i oni go widzieli, bo stali na środku łąki jak zamurowani, obserwując biegające zwierzę. Na szczęście wszyscy poszli lub pobiegli w swoją stronę.
p.s.
Udało mi się sfotografować płynące zwierzę, jednak jakość zdjęcia wykonanego telefonem pozostawia wiele do życzenia. Drugiego nie pstryknąłem, ponieważ w momencie dopłynięcia dzikiej świni do brzegu, mój telefon był bezpieczny w kieszeni, przynęta zawieszona na przelotce, a ja byłem gotów zmęczyć dzika długotrwałą ucieczką.