Jest druga sobota lutego 2009 roku. Wstaję rano bo strasznie na początku sezonu meczy mnie bezsenność
. Żona mówi do mnie
-Marek wypuść psy na dwór!- a ja patrzę na nią jakby się z choinki urwała, w taką pogodę?! Leje deszcz ,pada śnieg ,wieje jakby się ktoś uwziął żebym tylko został w domu w ciepłych becikach
Pokręciłem sie po domu ,poranna kawa wypita ,no to idę-żona puka się w głowę przez sen jednoznacznie dając mi do zrozumienia że coś ze mną jest nie tak
Przed wyjściem chwila konsternacji mucha czy spin-wybór pada na muchówkę, przez dwa poprzednie tygodnie miałem dwie piękne ryby na spina ale... zapięte za kapotę ,obydwie pływają dalej, dziś jest czas muchy.
Po dotarciu nad rzekę mała konsternacja, woda nie jest zdecydowanie muchowa ale co tam ,tłumu też nie ma jestem sam
,rozkładam sprzęt i wio!!
Zaliczyłem dwa dołki bez efektu
Do trzeciego nie dotarłem, w drugim rzucie na wyprostowanej już lince ,z pod mojego brzegu z pod krzaka wyskoczyło coś i zżarło mojego zonkerka
. podbieraka nie miałem haka nie używam ale... po około 15-20 minutach miałem rybę na brzegu, pięknego prawie 4 kg samca!
Aparatu też nad wodę nie zabrałem, przyszło mi zrobić zdjęcie w domu:blush: