Plaża w Jastarni,,późna jesień 2015.Stoję nad gruntówkami.-Biorą?-słyszę z tyłu.Nawykły do takich pytan odpowiadam,że nie,a stoję tu z nudów,bo w domu padła mi satelita. Odwracam głowę-jednak wędkarz,mało tego-Bardtkarz.Kurtka Geoff-więc nie burak chyba.Na moje"dzień dobry"-mruczyz'to się okaże" "a pan na trotkę.przecież ochrona chyba?"-nacieram,widząc spinning."Nos to ładuj w pępek swojej starej a nie w moją dętkę'No dobra,z tej rady skorzystam chętnie,acz po rybach.Rzucam jeszcze uwagę,że czteropak piwa to chyba kiepski substytut kotwicy.Niewiele cię to obchodzi-cytat niedosłowny,w oryginale rymowało się z "równo".Ok-na próżno zdążyłem poprosić,by uważał na moje żyłki i...siebie. "Sp...j"-usłyszałem znad fal...Zajęty odplątywaniem żyłek,straciłem go z oczu,odechciało mi się łowienia,wróciłem do domu.Gość pływa,jest ok.Trochę blisko prądu north-west/tak,tego,który przez lata budował Półwysep/,ale dziarsko.Zresztą,kazał sp...ć.Ta akurat historia zakończyła się happy endem. Desperata doholowali wracający o zmierzchu z morza łososiowcy/co za fart/.A on,miast całować ich po rękach-ryczał że holowali go za szzybko i PRZEZ NICH stracił pudełko z błystkami.A swą zieloną gębę tłumaczył...wściekłością,nie przerażeniem.Po co to opisuję? Tytułem wyjaśnienia,które się Wam,drodzy Bardotkarze/rozsadni i myślący/ode mnie należy.I muszę,nie,raczej chcę Was przeprosić-za moje emocjonalne słowa o tych samobójcach i masochistach.Ci co poczuli się mymi slowy dotknięci-wybaczcie.Teraz będzie to łatwiejsze..Wiecie już o jakim sorcie ludzi myślalem.A same literki BB zawsze nasuną mi na oczy Brigitte Bardott.Tym którym skojarzą się z Bolkiem Bierutem-współczuję.Podwójnie.