forell napisał:
zimorodek napisał:
Tajne czy nie... są rzeczki, których się nie zdradza i takie, o których można pisać, bo są w informatorze i ogólnie znane. Parę lat temu napisałem o jednej w WŚ. paru kolegów nawet miało mi za złe. W rzece pstrągów nie ubyło, wiem, bo jestem tam co tydzień. Nie wystarczy raz pojechać, żeby połowić. rzekę trzeba poznać, a to trwa latami. Dlatego nie rajcują mnie opisy łowisk. Wiem, że najlepiej połowię u siebie, nawet, jeśli to nie jest El Dorado. Faktem jest, że to forum stało się straszno - śmieszne. Oprócz tematów "sprzedam wobka" dominują głupie kłótnie tych, co wiedzą najlepiej. Że prawdziwy pstrągarz chodzi tylko w zielonych albo czarnych woderach, że St Croix jest lepszy od Lamiglasa. Ideolodzy jedynie słusznego kroju kamizelki, co nawet o rybie na patelni piszą "oczywiście pływa dalej" i w nagrodę otrzymują "gratki", znaczące tyle, co pocałuj mnie w dupę.
Trzeba mieć świadomość, że ogólnopolskie forum to nie grupa zaufanych przyjaciół. Dziś już nikt nie pisze, jak prowadzi woblera, z jakich piór robi jigi, o pięknych opisach wypraw nie wspominając. Smutne to, ale prawdziwe.
I jeszcze ta mania prześladowcza, że bandy kłusoli cierpliwie wertują Forsa, żeby ktoś się wypucował i podał nazwę rzeki. Następnego dnia zjadą się ich tysiące.
Ja wiem, że w mojej Kamionce można połowić, wiem też, że łowiąc tam od 20 lat mogę przez dwa miesiące nie spotkać wymiarowej ryby. Bo przyroda jest nieobliczalna i tym się broni od tysięcy lat. Jak przyjadą tabuny, nic to nie zmieni. Tylko wędkarz, który pokocha rzekę i dobrze ją pozna, może liczyć na sukcesy.
I jeszcze co do najazdów. U mnie one się odbywają od lutego do maja, kiedy zaczną się szczupaki, karpie itp. Te pielgrzymki nad brzegami mogą wydeptać trawę, ale pstrągom szkody nie przyniosą, co najwyżej nauczą ryby, jak nie dać się złapać. Kiedy widzę te toporne zestawy, podchodzenie do łowiska, nabieram pewności, że mam rację. Prawdziwych pstrągarzy wcale nie jest tak wielu.
Pozdrawiam
Mateusz
Dokładnie tak jak Kolega napisał.
Ryb nie wyłowią a jedynie wypłoszą ,że lorbasy staną sie niesamowicie ostrożne i odporne na wiekszość przynęt -w dodatku podawanych bez finezji.
Ale te tabuny niosą ze sobą korzyść najwiekszą:
-na ten czas od rzeki trzymaja sie z daleka robaczkarze a przedewszystkim elektrycy -co jest dla rzeki zbawienne..
Kto tego nie rozumie lub nie chce zrozumiec ma snobistyczny i bardzo krotkozwroczny horyzont myslowy..
Ja popieram, bo to jest logiczne. A że doświadczenia nie mam prawie żadnego w łowieniu pstrągów, to sam miałem okazję i przyjemność widzieć w wodzie pstrąga 50+, którego spłoszyła złamana pod stopą sucha gałązka, choć żonka i ja jak najostrożniej staraliśmy się stawiać kroki. Stał sobie spokojnie na wypłyceniu pod gałęziami i jak usłyszał trzask, to majestatycznie odpłynął w głęboką rynnę pod drugi brzeg. Nie wziął na nic, choć wrzuciłem wtedy do wody całe pudełko pstrągowych przynęt i spędziłem tam bardzo długi czas obławiając miejsce. Za to nigdy nie zapomnę, jak w ten sam dzień jedząc z żonką kiełbachę z ogniska przy samochodzie zobaczyłem gumowilca-robaczkarza z ruską teleskopówką uzbrojonym jakimś zestawem spławikowym do przepływanki, który akurat chciał przejechać rowerem przez mostek na rzece i musiał przejechać obok nas. Mówi do mnie, że "idzie na płotkę spróbować w dołkach". "Tak, kurna, na górskiej rzece, gdzie jest zakaz łowienia na robale!" - sobie myślę, bo pudełko z dżdżownicami dokładnie widziałem obok wędki w koszyku dziada. Przejechał na drugą stronę rzeki, popatrzył w lewo, w prawo, zawrócił i przejeżdżając znowu obok mnie powiedział: "Eeee i tak się nie da podejść do rzeki, taka wysoka woda". Gówno prawda, bo w krótkich kaloszach zrobiłem rundkę w tę i z powrotem bez najmniejszego problemu dochodząc dosłownie wszędzie do rzeki. Wystraszył się po prostu, bo głośno, żeby pacan słyszał, mówiłem do żonki, żeby mi podała z samochodu telefon, bo trzeba zadzwonić po straż. A co by było, gdyby ten gumofilec nie spotkał nad rzeką mnie - ohydnego mięsiarza i żółtodzioba w poławianiu pstrągów, który zabiera ze sobą do domu każdą złowioną sztukę? Pewnie ten pstrąg 50+, którego wypłoszyłem z żoną skończyłby u gumowca na patelni wyjęty z wody na robala...