Zabawniejsza sprawa. Widziałem filmy popularnonaukowe na różnych discovery krzyczące, że trzeba ratować ziemię przed CO2. Filmy SWOJĄ DROGĄ ciekawe i pouczające. Ale ja już po kwadransie dostrzegałem, że da się w nich wyróżnić część faktograficzną i część propagandową. Mówiono o różnych zjawiskach i zdarzeniach w historii planety w taki sposób, aby stały się "dowodem" jedynie słusznej teorii. Tymczasem można je było równie dobrze przedstawić jako PODWAŻAJĄCE jedynie słuszną teorię, a na poewno wzbudzające wątpliwości. Żona też to od razu zauważyła, ale przyzwyczaiła się do krytycznego odbioru. Pomyśleć, że na początku studiów też gdakała jak prawie wszyscy gazetą wyborczą (to także i mój grzech dzieciństwa, ale skoro tak tęgi łeb jak Eliade polubił faszystów...).
Trudno mi ocenić ile jest ludzi oglądających podobne filmy z odpowiednią czujnością (zrozumieniem). Patrząc po odzewie w tym wątku - nie tak mało.
Pozdrawiam,
TK
ps. Żeby było jasne - ja nie twierdzę, że WIEM jak to jest. Ale globalne zmiany klimatyczne miały miejsce wielokrotnie, to cieplej, to zimniej. Średniowiecze było małą epoką lodowcową, itd. Szczęśliwie nie mieli wtedy "rządu światowego" który by z tym "walczył"