FIREBLOOD napisał:
Panie Jacku ja jeszcze rzadziej zabieram głos na forum.Niech mi Pan wytłumaczy czym sie rózni troc od pstrąga w smaku,bardzo prosze o rozwiniecie tematu na ten temat bo jesli troc jest typowo konsumcyjna to pstrag czy lipień nie?Tak na marginesie powiem Panu ze widziałem jak "nasi" wedkarze nad Gwda w Ledyczku lata temu w pewnej knajpie co wieczór przynosili piekne dwu,trzy i wiecej kilowe pstragi potokowe nosili i wynosili.W tamtym roku byłem tam na jętce(sentyment pozostał)miliony owadów zero zbiórek.
Sam sobie odpowiedziałeś. Pewnie gdyby pstrągów potokowych było tyle w naszych wodach, co troci wędrownej, wiedział byś jak smakuje pstrąg potokowy. A tak musisz obejść się... wspomnieniami.
Teraz na poważnie. Z tego co mi wiadomo, troć jest rybą produkowaną dla zaspokojenia potrzeb rybactwa morskiego. Celowo napisałem "produkowaną", bo jak inaczej nazwać te miliony sztuk narybku hodowanych sztucznie w celu zarybiania pomorskich rzek. Dlatego nie rozumiem bicia piany przez niektórych kolegów, którzy podnoszą raban, kiedy ktoś uśmierci jedną czy dwie złowione trocie.
Jeśli się mylę co do tej "produkcji" troci, wyprowadźcie mnie proszę z błędu. Może ona się cała naturalnie rozmnaża ze skutecznością, o jakiej nie mam nawet pojęcia. Aha, z pewnością. Srali muchy...
P.S. Nie chce mi się już zabierać głosu w tej sprawie. Troć wędrowną będę zabierał. Pstrągi potokowe będę wypuszczał. A jeśli będę chciał coś zrobić dla rzek, pewnie załapię się na jakieś kolejne zarybienie trocią... A że sztuczne. Bez tego pewnie tyle tej ryby nie pływało by w polskich rzekach. W ogóle pewnie była by na wymarciu jak łosoś drawski, którego już pewnie nie ma nawet śladu...
Pstrągi i lipienie również są"produkowane"u nas w Polsce i zarybiane do pomorskich rzek.Ja nie mam nic pzeciwko temu,że ktoś zabierze troć do zjedzenia.Moja pierwsza wyprawa na troc była w 1987 rzeka słupia przez pierwsze trzy godziny siedziałem na brzegu i z oczami jak spodki od szklanki obserwowałem paru wedkarzy którzy co trzeci,czwarty rzut holowali ryby nie zawsze ze szczesliwym zakonczeniem i ryby spławiajace sie jak lipienie na rójce.przez trzy dni pobytu złowiłem 11 sztuk nie liczac spadów.Było to w mieście.Przez nastepne lata poznawałem okolice leśne,bywały całe tygodnie gdzie nie widziałem człowieka.Ryb było mnóstwo nikt nie zarybiał.Jasne,że rozwinęło sie rybactwo,kłusownictwo ale wedkarzy również mocno przybyło co też ma wpływ na stan naszych rzek