no to nadszedł czas na kolejne pytania
Po kolejnych próbach łowienia na muchę nieco zmienia się mój pogląd na tę metodę. Zawsze myślałem, że łowić na muchę to znaczy stać najlepiej w wodzie i machać machać i jeszcze raz machać kijem, wykonywać piękne dalekie rzuty, a ta linka tak pięknie lata... i nic z tego, tak mi się wydaje. Próbowałem na Redzie Wdzie i Mątawie (rozlewisku). Tak naprawdę to się nie da, bo prostu nie ma gdzie machać. Nawet na rozlewisku, gdzie niby jest pusto bez drzew i krzaków, zawsze coś się znalazło o co można by za plecami zaczepić
Na zdrowy rozsądek biorąc, to na rzeczkach stosowałem metodę "na wyciągnięcie kija" a jak się da to wyciągałem linkę i nieco wydłużały mi się wtedy rzuty, ale ani razu nie mogłem wymachać za plecy. Czy to o to chodzi w łowieniu na rzece? Wyniki moich wygibasów z wędką były zaskakujące. Na Wdzie Zalew Żur w Tleniu zobaczyłem na własne oczy po raz pierwszy jak wygląda lipień
tylko skąd one się tam wzięły
(oczywiście wypuszczone jakby co żeby zaraz nie było złośliwych komentarzy). czyli sprawa lipieni jest chyba prosta, ale ani kleń , ukleja ani nic innego nie dało nawet znać o sobie
No co do wyników to jeszcze trochę zerwanych much na drzewach i poplątane przypony i end.
Więc jak jest z tym łowieniem na rzekach? Czy tylko na przepływankę się da czy jest jakaś inna metoda? Ostatnio wyczytałem, że jest jakiś sposób na oddanie rzutów roll cast. Stosujecie to? A może jakoś inaczej to się robi bo nie wyobrażam sobie, że się wymachujecie za plecy
.