Miło jest wypowiedzieć się w gronie tak szacownych Kolegów
z którymi w większości miałem przyjemność moczyć kija w wodzie !
Wiecie, że sporo łowię i można mnie spotkać w wielu miejscach w Polsce.
A zaczynałem w górach, na Dunajcu i oczywiście od muchy.
Teraz niewielu może sobie wyobrazić początki. Bambus 3,60 m , żyłka 0,45 zamiast linki i przypon 0,25 na pstrąga, jesienią 0,20 na lipienia
) , oczywiście Stilon Gorzów. Jak dostałem żyłkę 0,18 Damyla, to skakałem z radości, a jak udało się kupić muchowe Mustady # 12, to prawie orgazm.
I mucha była dla mnie wszystkim, incydentalnie parę wypadów na głowatkę, lub pstrąga wczesną wiosną. Wtedy zima była zimą i łowienie na muchę przed zejściem wody śniegowej z gór mijało się z celem. Oczywiście jeszcze nie było nimfy, tylko mokra i sucha mucha !
Po przeprowadzeniu się do Wawy można powiedzieć otworzyłem się na Polskę północną.
Dalej muchówka była wszystkim, chociaż już częściej w ręku gościł spin.
Pojawiła się dolna nimfa, wtedy zwana kluską
-jak nie zapomnę, to pokażę kiedyś coś na co miałem swojego największego lipienia.
Muchówka była dla mnie wszystkim, nieraz w czasie wypadów zimowo- wiosennych na Pomorze, koledzy jechali ze spinem na troć a ja łaziłem za lipieniem, czasami też z trocią ale z muchą.
Mówiłem, że wolą nie złowić nic na muchę niż na spina
Ale tak jak Grześ zaczyna teraz przygodę z muchą, to ja prawie zarzuciłem tą metodę.
W 2012 nie byłem z muchówką nad rzeką ! Za to parę razy muchowałem w morzu i nawet zaliczyłem trotkę
Wzorem Kolegi Marcina Pagińskego, którego również znacie czasami biorę nad solankę równocześnie spina i muchę, odwrotnie jak MaciasD tylko muchę, żeby nie kusiło, ha, ha, ha.
Pozdrawiam i do spotkania, może nawet z muchówką w ręce,
Bodzio