Maka napisał:
OK! Przynajmniej w stosunku do streamera wszystko jasne. Jak na inżyniera nie błysnałem logiką. Szarpiąc za początek krzywego sznurka dziwię się braku reakcji na końcu. Wprawdzie woda to nie powietrze ale...
Modyfikując przypon do mokrej wg. rady thymalusa pozostałbym przy 1,5 m tonącej końcówce i pływajacym sznurze. Po kącie między jaskrawą końcówką sznura i czarną tonącą końcówką mogę ocenić głębokość prowadzenia muchy (w przybliżeniu). Czy będzie to błąd?
Ja jeszcze raz Was przepraszam za naiwne pytania. Ja wiem, że wykazujecie dużo taktu nie pisząc "a weź chłopie i trochę poczytaj, informacje masz wszędzie". Problem nie w braku informacji tylko w nadmiarze. Czytam i dowiaduję się, że można tak, można siak i można jeszcze inaczej. Dlatego rada typu "ja łowię tak" jest bezcenna. Staje się bazą wokół, której można później eksperymentować.
Dziękuję za już ale chyba jeszcze Was będę dręczył.
Pozdrawiam.
Maciek M.
Bardzo Cię Maka przepraszam ale nie wiem jakim cudem umknął mi Twój post.
Zaznaczam, że nie mam patentu na doskonałość i to co piszę wynika tylko z mojego doświadczenia nad wodą. Szczerze mówiąc nie jestem do końca pewny czy chodzi Ci o tonącą końcówkę linki czy też tonący przypon. To są zupełnie inne sprawy. Zakładam jednak, że chodzi o przypon tonący. Jedyną końcówkę tonącą jaką stosuję (poza oczywiście sznurami z końcówkami) to "leadcore". Być może moja niechęć do tonących końcówek wynika z tego, że kilkanaście, a właściwie kilkadziesiąt lat temu kiedy je zacząłem stosować technologia nie była tak rozwinięta jak dziś. Nie przeczę, że miałem być może źle dobrane do łowiska, a jest to wysoce prawdopodobne. Jeśli chodzi Ci o sprowadzenie much głębiej zdecydowanie lepiej zrobić to linką. Pamiętaj, że przypon tonący ma znaczną średnicę, a ta powoduje w nurcie, że jest wynoszony do góry. Osobiście nie widziałem różnicy pomiędzy zastosowaniem przypopnu tonącego i w miarę cienkiej żyłki. to zależne jest jak łowisz. Jeśli prowadzisz w swobodnym dryfie owszem, przyponem zejdziesz niżej ale w momencie zblokowania dryfu cały zestaw i tak wyjeżdża do powierzchni. Wyznaję zasadę, jeśli muchy mają iść pod powierzchnią używam tonące sznury. Oczywiście w różnych skalach tonięcia od I do maksa jaki dany wytwórca daje. Jedynym odstępstwem jest tu połów na długą nimfę gdzie najczęściej łowię pływającą linką oraz czasami... bardzo sporadycznie troć gdzie do cylindrycznej, najtańszej pływającej linki dokładam po prostu odpowiedni kawałek "leadcoru". Tyle, że trudno to nazwać muszkarstwem bo niestety bardziej przypomina to spinning przy użyciu muchówki. Faktem jest natomiast, że jest to diablo skuteczny sposób. W grubości żyłki tkwi cała tajemnica sukcesu. Tu nie chodzi o to, że przy grubej żyłce ryba nie weźmie. Tak jest i owszem ale na płani na Sanie czy innych górskich rzekach jeśli łowisz na suchą. Przy nimfie czy mokrej nie ma różnicy czy założysz 0,14 czy 0,18 na trokach. Abyś dobrze zrozumiał, sama grubość żyłki nie wpływa na ilość brań bezpośrednio, pod warunkiem że będziesz w stanie te muchy odpowiednio zaprezentować. I tu zaczyna się właśnie zasadniczy problem. Czym grubsza żyłka tym trudniej zatopić muchy. Najlepiej to widać w przypadku nimfy. Na pomorskich rzekach masz wiele miejsc gdzie potrzeba szybko sprowadzić muchy do dna. Dołki są krótkie, z jednej strony ograniczone np zatopionym drzewem. Albo stosujesz cieńsze żyłki, wpuszczasz nimfki w jakieś zawirowanie czy spowolnienie prądu i po zatopieniu wyprowadzasz je na właściwą trasę ale wówczas czym cieńsza żyłka tym lepsza. Albo zakładasz nimfę która składa się wyłącznie z ołowi. tyle, że wtedy powiedzenie muszka opadła na wodę jak płatek śniegu zupełnie nie pasuje...