Jeśli chodzi o wysyłanie e-maili do urzędów itd to moim zdaniem jest to stracony czas. Wypróbowana metoda: jeśli po paru dniach nie odpiszą, pisać do wyższej instancji ze skargą na urzędnika, który nie odpisał. Tam już zazwyczaj ktoś czyta pocztę eletroniczną i lubi pokazywać podwładnym, kto tu rządzi
Ale normalnie to trzeba dzwonić, monitować osobiście. Może za 20 lat mejlowanie coś da...
Problem tuczarni na tarliskach, MEWów itd wynika moim zdaniem głównie ze zderzenia interesów lokalnych środowisk (przedsiębiorcy, władze lokalne, mieszkańcy, lokalne media dla których inwestycja = praca itd) z naszymi dążeniami do łowienia w czystych i zasobnych rzekach. Tego, że w rzece żyje coś takiego jak lipień nikogo oprócz nas nie interesuje. Ba, przeciętny człowiek nie wie w ogóle, że taka ryba istnieje...
Rzecz zatem sprowadza się w rozumieniu wyżej wspomnianych grup ludzi do konfliktu: praca i przedsiębiorcy "wytwarzający" pieniądze kontra gromadka dziwaków z wędkami.