Funkcjonuje termin "Gospodarka trociowa" i jest on jak najbardziej trafny - ryba jest tu po prostu towarem. Odłowy to tylko fragment przedsięwzięcia. Biznes wygląda tak: Odławiamy tarlaki, pobieramy ikrę i dajemy/sprzedajemy właścicielom ośrodków hodowlanych. Ośrodki produkują smolty, które państwo (raczej pewny odbiorca/płatnik) wcześniej kontraktuje. Nie ma tu żadnego ryzyka biznesowego. Przy okazji da się jeszcze trochę zarobić na wędkarzach. Ci trochę przeszkadzają, bo są wśród nich zapaleńcy którzy poświęcają prywatny czas, pieniądze wspierając konkurencyjną firmę pod nazwą "Naturalne tarło troci". Ale póki co główny sponsor interesu "Gospodarka trociowa" skutecznie im się przeciwstawia - a to wspierając budowę kolejnych zapór, czy też nie starając się ograniczyć kłusownictwa, itp...Kłusownicy natomiast to SOJUSZNICY firmy "Gospodarka trociowa" gdyż stanowią wygodny pretekst do jej działań (musimy zarybiać smoltami bo kłusują, nie ma tarlisk, itd.) Naturalne tarło czy też łowiący no kill wędkarze, to najwięksi wrogowie przedsięwzięcia. Gdyby któregoś dnia runęły zapory, kłusownicy zaprzestaliby swojego procederu, rybacy przestrzegaliby dokładnie wyznaczonych im limitów, a do tego jeszcze wędkarze przestaliby zabierać ryby - biznes straciłby wszelkie argumenty przemawiające za jego sponsorowaniem przez państwo. Póki co w jednej dziedzinie gospodarki jesteśmy bardziej kreatywni od chełpiących się swoją mądrością Duńczyków czy Szwedów.