Obiecałem wczoraj, że następna wyprawa będzie z opisem i zdjęciami, więc jest.
Jeszcze przed wschodem słońca jestem nad rzeką. Widać w wodzie jak wynurzają się grzbiety łososi i pstrągów i aż „ proszą”, aby je złowić. 30 minut przed wschodem ( takie są tutaj zasady) wchodzę do rzeki. Pierwszy rzut i branie. Spięła się. Drugi rzut zaczepiam za grzbiet, ale ryba odpina się. Trzeci rzut ( biorą jak w transie) siedzi steelhead. Wyskok jeden, dwa, chwila walki ( ta chwila to kilka minut) i jest w podbieraku.
60 cm żywego srebra.
Kilka minut później znowu branie. To jeden z rzecznych królów zainteresował się mucha. Nawet na tej wodzie i na kiju w 10 klasie nie tak prosto wyjąć małego potwora. Jednak po mocowaniach ląduję 91 cm samiczkę.
Pięknie dzień się zaczyna, a słoneczko jeszcze nie wyszło zza horyzontu. Robi się niewiarygodnie gorąco, chyba jakaś chwilowa fala ciepła nadeszła znad Florydy, bo zbliża się 7, a wytrzymać nie można. Zdejmuję nawet kapelusz, bo tak się pocę.
Kilka minut po 7 ładny łosoś cocho jest moja zdobyczą. Jeszcze nie ma fioletowo-czerwonych barw, ale przyjdzie na to czas.
Następuje prawie godzina bez wyjęcia ryby, bo kilka na pewno straciłem.
Ale potem jak nie huknie. Wyskok i srebrny steelhead rozpoczyna walkę. Jak on chodził po rzece, a właściwie to pruł w lewo i prawo. Jakbym go nie zobaczył, to i tak bym wiedział, że to pstrąg. Walkę tych srebrnymi rybek nie można pomylić z innymi gatunkami. Ląduje to drugie już dzisiaj sreberko, tylko, że ten wagowo i " wzrostowo ” to już trochę wyższa liga.
Po chwili miałem rybę dnia, czyli tutejszego potoka w okolicy 80 cm. Złociutki, z kropkami prawie jak z Łupawy. Po zacięciu dał pokaz w postaci pięknego wyskoku i dlatego mogłem go ocenić. Niestety poszedł między kamienie i przetarł przypon.
Niepocieszony ( to dopiero było by zdjęcie z taką rybą) schodzę z 50 metrów niżej. Na szybkiej wodzie puszczam muchę, lekkie przytrzymanie i......... ogłaszam następny konkurs z nagrodami. Jaki gatunek ryby wziął mi w tym miejscu. ( Kolego giaur27- ciekawe jak teraz wydedukujesz gatunek) . Zapraszam do uczestnictwa w konkursie, a do poprzednich zwycięzców ( co podali adres do przesyłki) już wczoraj wysłano czapki Simmsa.
Po tym połowie wracam na poprzednie miejsce i kolejna godzina bez wyjęcie ryb. Wyobrażacie sobie jakie to frustrujące mieć kilka ryb, które schodzą i nie móc nic wyjąć.
Trafia się kolejny około 70 cm łosoś cocho
i kolejna godzina bez ryby. Zmiana gatunku i na białą pijawkę wyjmuję potoka. Ale ten malutki ( myślę, że ok.55 cm), ale daleko mu do barw zerwanego.
Chciało by się złowić jeszcze coś z wagi cięzkiej i trafia się prawdziwy potwór. Podcięcie, napięcie linki i metrowy gruby łosoś wyskakuje raz, dwa, trzy. Jesteśmy przyzwyczajeni do takich widoków, ale serce zawsze jednak bije mocniej. Modlę się w duszy, aby nie poszedł i chyba Opatrzność czuwa nade mną, bo wyjmuję dokładnie metrową samicę. Zdjęcie nie oddaje jej grubości, ale „fachowcy” ocenili ją na 30 funtów.
Nie mija kwadrans jak znowu torpeda uwiesiła się na kiju. Znowu walka, wyskoki i siłowanie się. Root River to wąska rzeka i płytka, a niski dzisiaj poziom wody ułatwia hole. Wyjmuje 93 cm samiczkę i dla zwolenników C&R zdjęcia wypuszczonej ryby.
Zaplanowałem połów do południa i dosłownie kilka minut przed kolejny łosoś chinook ( w granicach 90 cm) stacza ze mną walkę.
Oczywiście przegrywa.Albo on był taki niefotogeniczny, albo ja nie umiem robić zdjęć.
10 wyjętych ryb jak na jeden dzień chyba starczy.
Jak koledzy czytacie dzisiaj nie było karkołomnych zejść i kapitalnych odjazdów ( bo co tam takie 30-40 metrowe), ale to wszystko zależy od ilości wody niesionej w rzece oraz od samej rzeki. Następnym razem mam zamiar jechać nad Milwaukee River i znowu każdy łosoś będzie wyciągał linkę z podkładem. Oczywiście także Root River obdarzy mnie kilkuset metrowymi holami tylko poziom wody wzroście o stopę.