Sezon trwa w najlepsze, a ja w tygodniu nie mogę jechać. Pewnie nie tylko ja mam takie dylematy.
W poniedziałek okolice nawiedziła ulewa i rzeki mocno przybrały. W dwóch stanach tylko strumyk Oak Creek w Wisconsin od nadaje się do połowów. W sobotę jadę właśnie tam.
Staję w okolicy największego dołu, przy tzw. murze. Miejsce na pewno nie urodziwe, ale miejmy nadzieję, że rybne. Ryb jak się okazuje jest mnóstwo, spławiają się i skaczą. Co kilka rzutów któraś się zaczepia lub podhacza. Adrenalina przy tym skacze, bo wszystkie w okolicach 90 plus. Pierwszych 12 sztuk co miałem na wędce tracę, a przy około połowie rwę przypony. Że można łapać, to nie znaczy, iż prąd nie robi swoje. Pechową 13 w końcu wyjmuję i jest nią czarną 96 cm samiczka.
Znowu kilka zerwanych sztuk i jest kolejny metrowy łosoś.
Mam na kiju takiego ze 110-115 cm. Kolos potworny. Ręce już mi odmawiały posłuszeństwa, ale nie poddawałem się. Niestety haczyk nr 4 Gamakatsu, potrójnie wzmacniany nie wytrzymał i „potwór” wygrał bój.
Rybki nie odpuszczają i ja też. Kolejny 95 cm łosoś „melduje” się w siatce.
Potem najmniejszy tego dnia 80 cm samczyk odpływa, aby odbyć gody.
I ostatnie zdjęcie samiczki łososia złowionego tego dnia, Miała ok.95 cm.
Ryb na kiju w sumie miałem ok.30 - 40 i radości było co nie miara. Tylko much przy tym i przyponów co natraciłem, to moje.
I tak trochę dla odmiany mały chłopczyk, który ciągnie dużego łososia w asyście dwóch dorosłych.
Oczywiście niektórym kolegom z Forsa na bieżąco zdawałem relacje z połów wysyłając im zdjęcia łowionych ryb.
Postanowiłem na koniec zobaczyć jak radzą sobie inni w niższym odcinku rzeki.
Jak widać kije od ryb im także się gięły.
Tam także trochę połowiłem.
Wyjąłem tam jeszcze dwa małe łososie coho, ale nie będę drobnicy fotografował oraz poniosłem kilka łosiowych strat.
Dzisiaj znowu jestem w tym samym miejscu.
Od razu widać, że ryb jest troszkę mniej. Mniej to nie znaczy, że nie ma. Pierwszy mój wyjęty łosoś, to 80 cm samiec łososia coho. Myślałem, że to steelhead tak fajnie walczył. Kolorki dopiero zaczął dostawać.
Potem trafia się srebrnawy 95 cm chinook. Widocznie dopiero wszedł do rzeki.
I w tym miejscu wyjmuję jeszcze cztery łososie, ale już ich nie fotografuje, bo to już nic nowego.
Oj, bym zapomniał. Kobiety także łowią. Była Japonka
oraz Ukrainka.
Robi się tłok na dołku i schodzę niżej. Kolejne trzy łososie ponad 90 plus wyjmuję w tej okolicy.
Jak to mówią jeden przykładowy.
Zbliża się 11 i czas wracać do domu.
Nałowiłem się, naholowałem, wyskoków łososi naoglądałem i po prostu fizycznie zmęczyłem.
Mój wędkarski aparat poszedł do naprawy, więc jakość ostatnich zdjęć jest słaba, za co musicie mi koledzy wybaczyć. Ale się na pewno poprawię.
Dziękuję za udział w konkursie i zwycięzca jest kolega Ahaw, bo łosoś miał tylko 89 cm.