No to w końcu może panowie zwolennicy opłaty ogólnopolskiej zaproponują jakieś konstruktywne rozwiązanie podane na przykładzie swojego okręgu. Może da się wyliczyć ile to kasy zostało zmarnowane w PZW ze składek wędkarzy i w jaki sposób chcieliby zaoszczędzić żeby więcej zarybić. Rozwiązania i pomysły już padły więc dopasujcie konkretne cyfry i przedstawcie jak to wygląda, a może dam się przekonać.
Z tych wybujałych pomysłów jak na razie do tej pory moja wizja opłaty krajowej przedstawia się tak że wszyscy będziemy jeździć na ryby do Warszawy bo to stolica więc tam będzie główny gospodarz, który zarybi najbliższe wody bo "koszula bliższa ciału", a że cała Polska się zjechała i wyłapała wszystkie ryby to w następnym roku trzeba będzie składki podnieść żeby znowu zarybić co by można połowić, ale najlepiej więcej wpuścić żeby starczyło dla wszystkich. Oczywiście znowu rybki zostaną wyłapane ku uciesze płacących że aż tyle się udało nagarnąć za parę złotych, ale wkrótce rozczarowanie nastąpi bo główny gospodarz znowu podniesie składki i wprowadzi limity, żeby za bardzo nie podnosić ceny składki. Szybko okaże się ze spora część wędkarzy płacących ma w dupie te limity bo przecież zapłacili i już mniej zadowoleni bo mniej złowili będą musieli zapłacić znowu więcej Wyrażając swoje niezadowolenie podczas wywożenia gospodarza na taczce za niegospodarność wybrany demokratycznie zostanie nowy gospodarz, który żeby spełnić oczekiwania całej łowiącej Polski na wodach warszawskich, bo gdzie indziej ryb ni ma, postanowi zarybić większą ilością ryb najbardziej popularne łowiska, czyli te same. Jak już przyjdzie do zapłaty za narybek to się okaże że księgowej nie ma bo nie ma takiego etatu więc nie wiedział że już kasy nie ma więc podwyższył składki, ale za ten narybek musiał wziąć kredyt ... itd.