Panowie, zarejestrowałem się tutaj specjalnie dla zabrania głosu w tej dyskusji. Nie jestem członkiem koła 62 "POTOK", a od stycznia nawet Okręgu Mazowieckiego. Jestem jedynie znajomym kogoś, kto w "POTOKU" działał, więc temat jest mi bardzo bliski.
Pojawiło się tu kilka głosów odnośnie innych form ochrony i o porównywaniu wyników "opieki nad wodą" jednej i drugiej strony.
Odpowiedź jest prosta. Na każdej rzece, gdzie są strefy kill i no kill, widać drastyczną różnicę w rybostanie. Nawet jeśli woda jest kontrolowana i mądrze zarybiana, to na strefach kill łowi się głównie stykowce i drobnicę, a na okazy można liczyć tylko na no kill. Tak jest na Sanie, na Bystrzycy w Lublinie i na każdej innej rzece, gdzie występuje podobny układ. Nie ma co dyskutować, tylko trzeba się rozejrzeć, bo to już dawno zostało stwierdzone w praktyce.
Jeśli ktoś twierdzi, że na strefie kill też trafiają się grubsze sztuki, to proszę się zastanowić, ile z takich informacji jest prawdziwych? Ja np. osobiście wiem o wielu przypadkach, kiedy ktoś się chwalił rybką przemyconą ze strefy chronionej na niechronioną.
To świadczy też o tym, że nawet ograniczone limity na wodzie nie stanowią wystarczającego zabezpieczenia. Jeśli jedzie się po mięcho, a nie na ryby, to zawsze znajdzie się spora grupa kombinatorów. Jedni będą omijać limit, drudzy łowić w niedozwolony sposób. W przypadku ścisłego no kill nie ma żadnej dyskusji. Jest ryba, jest kara.
Niektórzy przedmówcy słusznie zauważyli również, że nikt nie jest w stanie przewidzieć ilości wędkarzy, którzy przyjadą łowić. Zwłaszcza w przypadku tak małej rzeki, tak blisko wielkiego miasta, tylko no kill ma sens. Nawet limit jednej sztuki na rok, może nie wystarczyć.
Tym, którzy się obruszają, że ktoś im "odebrał" jakąś możliwość, na rzece do której mają blisko, zwrócę uwagę na następujące fakty: Każdy z nas gdzieś ma blisko, a gdzieś daleko. Każdy ma też równe prawo do korzystania ze wszystkich wód, za które płaci składki. Jeśli no kill komuś nie odpowiada, to przykro mi bardzo. Nikt nikomu nie bronił założyć własnego stowarzyszenia, wywalczyć Rządzy dla siebie i zająć się tą wodą po swojemu. Jak widać było to możliwe.
Ja się obraziłem na OM, bo odrzucając porozumienie z Okręgiem Ciechanowskim, pozbawił mnie możliwości łowienia na jedynej muchowej rzece w okolicy, czyli na Wkrze(+ kilka innych powodów). Nie podoba mi się to, bo do Wkry mam blisko, ale niestety OM ustala warunki bo jest prawowitym dzierżawcą wód. Nie podoba mi się ich polityka, więc nie płacę i nie łowię.
Za chłopaków z "POTOKA" trzymam kciuki, żeby starczyło im zapału na długie lata. Może z ich powodu kiedyś wrócę do OM.