Dziś skuszony informacjami o złowionych rybach w tygodniu wyskoczyłem na rekonesans. Ochłodziło się, więc teoretycznie ryba powinna gryźć, o ile jest. Nad woda niemiała niespodzianka. Prędzej znajdzie się truchło troci niż żywą rybę. Z powodu wysokich temperatur ryby zaczęły padać, a te niby "złowione" okazały się rybami zosękowanymi. Z braku tlenu ryba podchodzi do wszelakich ciurków z zimniejszą woda, a tam jest mordowana przez "wytrawnych łowców".
Typowo polskie mięsiarstwo.
Co gorsza znalazłem dwie padłe sztuki. Miały wyraźne ślady ran. Mam wrażenie, że to nie rany, a jakieś choróbsko. Jeśli ktoś ma pojęcie niech mi podpowie o co może chodzić. Na Drwęcy niemal co roku latem ryby zdychają z powodu niedotlenienia. Ale pierwszy raz zdechlaki noszą znamiona jakichś ran a'la wrzodzienica. Co to może być?