Od trzech dni w dwójkę biegamy po rzece. Byliśmy i na dolnym odcinku, i na górnym, próbowaliśmy na wahadła, obrotówki i woblery, obławialiśmy keltowiska i bystrzyny, rynny i zwaliska, pod prąd i z prądem rzeki, płytko i głęboko. Nie wiem czego nie próbowaliśmy i jak nie prowadziliśmy przynęt, przykładając się solidnie do rzemiosła. Łowiliśmy w mrożny dzień, wietrzny jak i bezwietrzny, w miarę ciepły i przy padającym śniegu (dzisiaj), przy wodzie wzrastającej i opadającej. Efekt - ZERO. Zero brań, zero wyjść, zero kontaktu z rybami. Z rozmów z wędkarzami wynika, że kilku mówiło o "sprawdzonych informacjach o wielkiej ilości ryb - sreber, które brały ale w poniedziałek przestały". Ilości ryb są podawane duże, same okazy, tyle, że te osoby nie widziały ich a jedynie o nich słyszały. Dziwne.
Nie udało mi się spotkać wędkarza, który by połowił w tym roku. Dziwne.
Jakbym wiedział, że jest super, to bym chodził codziennie po rzece. Wędkarzy jest bardzo mało nad wodą. Jedynie sprawdzona informacja to taka, że we wtorek było dużo wędkarzy, ale z rozmów nie wynikało, by coś połowili.
Ryby spłynęły? Siadły? A może to jedynie "legenda miejska"?