flowhere napisał:A może w naszych rzekach pływają łososie pacyficzne, które po tarle giną?
To by wiele wyjaśniało.
Ja powiem szczerze chciałbym w naszym kraju jak w większości europejskich państw okres ochronny kończył się najwcześniej w marcu (najlepiej po 15), czyż ta dziedzina wędkarstwa nie powinna opierać się właśnie na łowieniu srebraniaków, ryb silnych, pięknych i nieobliczalnych? Czyż keltom nie powinno sie oddać hołdu za pracę jaką wykonały przy rozmnażaniu gatunku, omijając przy tym nasze przynęty (lub uwalniając się z nich
), kłusowników, wykonując kilkunastokilometrowe wędrówki i pokonując progi wodne?
Przecież kelt to ryba, która "zrobiła swoje", efektem czego będzie kolejne pokolenie ryb. Nasze zarybienia nigdy nie będą tak skuteczne jak naturalne tarło, a dziesiątkowanie ich w pierwszych dniach (tak bynajmniej było kilka lat temu) sezonu przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o trybie życia ryb łososiowatych to zwykła profanacja. Może choroba odsunie tych ludzi znad naszych rzek,a kiedyś gdy wszystko wróci do normy (ryby będą zdrowe) okres ochronny zostanie przesunięty i ludzi w gumniakach już nie będzie.
Wszystko się zgadza. Też chciałbym, wydłużenia okresu ochronnego do końca lutego a przeciągnięcia okresu połowowego, jesiennego o te kilkanaście dni. Powiedzmy do 15-20 października. Myślę jednak, że przy obecnym podejściu służb dbających o egzekwowanie przepisów prawnych w naszym kraju, miałoby to druzgocące skutki. Tylko grono zapaleńców pilnowałoby rzek przed kłusolami, dla których kelt to ta sama ryba, tylko trochę mniej waży.Jesteśmy potrzebni nad wodami, przez cały rok. Optymalnym, wg mojego skromnego zdania byłby całkowity zakaz zabierania ryb do marca i całkowity nakaz wypuszczania ryb od października, ze szczególnym zakazem połowów w obrębie min. 50 m od tarlisk. Wiem, że to utopia, ale rzeki byłyby pilnowane. Problem jest jednak w tym, że nasze społeczeństwo nie jest nauczone karności a prawo jest tak skonstruowane, że mimo złamania przepisów nie ponosi się wysokiej kary. Te kary, które są wymierzane nie są i tak egzekwowane, więc można dalej kraść za przyzwoleniem gawiedzi.
Jest jeszcze jeden problem. Ja go nazywam Wiślanym. Sprawa ta dotyczy Wisły i jej dopływów poniżej Włocławka. Jak wszystkim wiadomo wiślana troć jest piękna i wielka, i Wisła mogłaby się stać trociowym eldorado, gdyby nie "Troć". Spółdzielnia rybacka, która w okolicach Kiezmarka, przez cały czas trwania ciągu tarłowego miała przegrodzoną wodę sieciami od brzegu do brzegu i jeszcze i tak ciągali sieci jekby tego było mało. Podobno każdy pracujący na kutrze a załoga liczyła 3-4 osoby dostawał dziennie 100zł wynagrodzenia. Kutrów było 3-4!!!Panowie! To ile oni zarabiali na troci i łososiu jeśli dziennie mogli oddać średnio 1200 zł dla pracowników, nie licząc kosztów eksploatacji samych łodzi? Wyobraźnia zaczyna działać, jak człowiek pomyśli ile ryb padło ich łupem i nie doczekało tarła. Wyłączam myślenie, bo mi się zwoje przegrzewają.
Ile jeszcze będzie trwało grabienie królowej naszych rzek? Kto wydał im pozwolenie na eksploatowanie Wisły i ile wziął za to w kieszeń. Wierzyca też jest pod ich juryzdykcją na całej swojej długości. Połów troci w okresie tarła i pstrągów na robala w wyżej położonych odcinkach to zachowania ogólnie przyjęte przez "tambylców". To smutne, ale prawdziwe.
Pozdrawiam.