Pierwsze sygnały o tym "zespole chorobowym" są znacznie starsze i sięgają początków sztucznych zarybień na Wyspach. Ponad sto lat temu. Jakoś tak się to dziwnie zbiega. Jednym z wniosków wyciągniętych przez Brytyjczyków jest dość skrupulatnie przestrzegana reguła trzymania się zarybień materiałem z danej rzeki. Masowe zachorowania pojawiają się falowo. Jakiś czas temu fala nawiedziła Norwegię. Obecnie przygotowywane są wytyczne dla tuczarni łososi, by tak je lokalizować, że ryby nie będą miały szans dostać się do środowiska naturalnego. Najsmutniejszy jest upór naszego światka naukowego powiązanego z PZW, a raczej z tematyką zarybieniową, i części pracowników samego PZW, że zarybienia to zbawienie dla naszych bezrybnych wód i niosą same pożytki. Czy tarlaki się wypuszcza? Oczywiście. Podobnie, jak chroni się kelty i naturalne tarło w ogóle. Prawda jest dość okrutna, niejednokrotnie wygłaszana zresztą przez animatorów obecnie nam "panującego" systemu zarybieniowego. Ci Panowie Profesorowie i inni powiązani maja w głębokim poważaniu wędkarskie problemy. Ich jedynym problemem jest jak wchłonąć środki w swoim gronie. Nie ma co się łudzić. O ryby zdrowe to musimy postarać się sami. Przede wszystkim chroniąc naturalne dzikie stada ryb w naszych rzekach.