forell napisał:
Tylko kiedys ,szczegolnie w niedziele ,niespotkac kolegi po kiju było nie sposób.Jak wiara wedkarska była bez mala jeszcze raz taka jak teraz ,wolnych sobot nie bylo ,to wiekszośc wlasnie w niedziele wędkowała.W tamtych latach bralem najczesciej urlopy jednodniowe i wedkowalem najczesciej w piatek,gdyż uwazalem to za najlepszy dzień do polowow(zreszta do dzis tak robie).
Forell, nie wiem na jakich wodach łowisz/łowiłeś ale mam zupełnie inne doświadczenia (30 lat z wędką, 20 lat – no za rok – z pstrągami)
– jeszcze w połowie lat 90, kiedy na tydzień jeździłem nad dużą nizinną rzekę nie spotykałem praktycznie nikogo, gdzieś mignął jeden spinningista, a w krzakach siedział jeden miejscowy dziadek i tyle, w niedzielę pojawił się jakiś grunciarz i to wszystko. Byłem tam kilka lat temu, w weekend przewinęło się kilkunastu spinningistów, grunciarzy nie liczyłem, o rybach jakie łowiłem tam, kiedy pojawiły się pierwsze gumy, można pomarzyć...
– w latach 80 na jednym z niedużych augustowskich jezior przez jesienne dwa tygodnie widziałem jedną łódkę - łódkę mojego ojca, przykłady mógłbym mnożyć.
– kiedyś jeden ze znanych pstrągarzy opisał niewiarygodną sytuację; otóż zostawiał wędkę przy jednym z mostków, bo nie chciało mu się jej wozić komunikacją, za dwa tygodnie, kiedy wrócił nad rzekę, wędka leżała w tym samym miejscu... "to była miara zagęszczenia ówczesnych pstrągarzy" - jak pisał.
Nie mówię, że kłamiesz, ale musisz mieć świadomość, że w innych rejonach kraju wędkarzy było zdecydowanie mniej.
Między bajki można też włożyć propagandowe liczby członków PZW w czasach PRL-u.
Widziałem łowiska:
– całkowicie wyrybione przez wędkarzy
– całkowicie spustoszone przez kłusowników
– całkowicie wytrute
Każdy z przedmówców ma swoje racje, problem jest bardziej złożony, ale wpuszczenie wędkarzy, przy obecnym regulaminie, na rybny odcinek rzeki skończy się jego wyrybieniem i kropka.