A ja wiem co zrobić by złowić pstrąga... dla mnie dawne czasy są wciąż żywe:)
Nadal jeżdżę na stopa, autobusami i pociągami. Nadal wyjeżdżam o świcie i wracam o północy. Nadal mam w nogach dziennie 15 - 30 km, szukając specyficznych dla poszczególnych pór roku odcinków, które po latach pstrągowania nauczyłem się odróżniać od tych, gdzie raczej nic nam nie weźmie. I stale odnajduję nowe mateczniki. Nie ma tam nikogo, są tylko chaszcze i krzaki, pokrzywy i wysokie osty... Gdy odbiję w kierunku rzeki na najdzikszą i najbardziej zarośniętą pierwszą terasę rzeczną, wówczas tyłem się przeciskam, czasami w tempie 1m / min, ledwo idę, pot leje się po plecach, zero ludzkich tropów, tylko wąskie ścieżki dzików i jeleni... jestem szczęśliwy. Nikogo nie pytam o łowiska i żadnemu człowiekowi nie chcę zawdzięczać znajomości miejscówek, które nie są ani moje ani twoje, nie są nawet państwowe - one są swoje, należą do samych siebie. Miejsce do dzikiego życia, bez infrastruktury, bez dróg dojazdowych. Nie chodzę też tam, gdzie ogrodzenia prywaciarzy dochodzą do samej rzeki, gdyż... "Biada tym, którzy przyłączają dom do domu, i tym, którzy dołączają pole do pola, aż nie ma już miejsca,(...)" (fragm. Izajasza 5:8).
Nie lubię półśrodków. Lubię albo prawdziwie zadbaną rzekę z gospodarzem, albo totalnie dziką rzekę z jej zapomnianym odcinkiem. Tylko na rzekach tych dwóch kategorii można sobie dobrze połowić. Na rzekach gdzie panują półśrodki, takie jak dobry dojazd plus brak gospodarza oraz łatwe dojście i brak kontroli - tam zwykle nie ma zbyt wielu ryb. Dlatego nie poprę żadnej inicjatywy, która ma na celu organizację łowisk na zasadzie półśrodków.
Żal mi takiej gadaniny jakiej podjął się kolejny raz Marian, że jak kolega weźmie się do roboty i zostanie strażnikiem SSR to będzie więcej kontroli na rybach. Może jeszcze ktoś mi powie, że na zachodnich łowiskach te częste kontrole przeprowadzają społecznie, oświeceni obywatele zachodu?
Nie wierzę w półśrodki. Dla mnie liczą się tylko dwie kategorie łowisk:
- odcinek specjalny
- lub kompletna dzicz.
Najbardziej wkurzają mnie takie popularne odcinki gdzie status łowiska jest nie wiadomo jaki. Dostępność i dojazd jest tak komfortowy jak do OS-a, zaś organizacja łowiska jest żadna. Połączenie tych dwóch składników oznaczać będzie tylko bezrybie.
Bo i owszem rybny był górny San w latach '90 od Sękowca do Soliny, ale droga dojazdowa wzdłuż rzeki miała szlaban (poza niego mogli jechać chyba tylko WOP-iści i inne służby). Łowiliśmy tam tylko ja, Janek i Piotr (kuzyni z Bieszczad) oraz czasami kolega z Sękowca i "Maniek" - lokalny muszkarz (wtedy kilkanaście lat temu był stary jak bieszczadzka jodła, więc prawdopodobnie Maniek to już muszkarz nieżyjący). On motorkiem, my na rowerach lub z kapcia, czasami auto terenowe pograniczników - koniec, żadnych innych ludzi tam nie było. Otwarcie tej drogi dojazdowej zapewniło większą ilość wędkarzy, ale nic poza tym. A więc łowiska muszą być rozważane kompleksowo z całą masą czynników towarzyszących. Gdy trzeba było tam iść z kapcia lub na rowerze, było nas tam niewielu. Ale jak się otwiera taką drogę to wówczas zmienia się zasady wędkowania - w myśl zasady albo całkowita dzicz albo odcinek specjalny.
Bezrybie wynika właśnie z połączenia niepasujących do siebie parami fragmentów rzeczywistości. Są wśród nas tacy, którzy dalej wierzą, że da się połączyć ze sobą te dwa obszary, ale do tego potrzebne są zagrania w stylu:
- "Tam wpuściliśmy lipienia, ale nie mów o tym Soremu" (przyp. red. - mowa jest o rybie, na którą Rysiek się również składał);
- "Byłem nad pewną rzeczką i sypnąłem tam pstrągiem, za kilka sezonów pojadę sobie sprawdzić jak urosła rybka" (przyp. red. - pstrągi z kasy PZW);
- czuć się lepszym od innych, myśleć, że więcej niż pozostałym należy się nam od życia.
Tacy osobnicy są w naszym środowisku szanowanymi "wodzirejami" pstrągowego światka i mają duży wpływ na to co dzieje się z naszymi wodami. Oni oraz ich koledzy, którzy wiedzą od nich o miejscówkach, licząc na to że to właśnie na nich skumuluje się energia zapłaconej kasy od innych wędkarzy oraz podatników, utrzymują i popierają chore status quo którego cechami podstawowymi jest właśnie prowizorka i półśrodki, które pozwalają się "wykarmić wędkarskimi doznaniami" tej małej grupce oszustów. Dołączając do nich, człowiek albo ulegnie demoralizacji i będzie łowił za kasę swoich kolegów bez ich wiedzy o łowiskach z sypniętą rybką, albo się od nich odwróci. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość ulega pokusie i o ile bardzo by ich oburzała sytuacja gdyby to za ich pieniądze ktoś łowił sobie rybki, o tyle gdy dołączą już do grona "zaufanych i wtajemniczonych" łowców, moralność Kalego nakazuje zmienić optykę i moralną ocenę tego nieuczciwego procederu. I nic nie zmieni kręcenie, wicie się, wściekłość, cenzura, tupanie nóżkami, bo jak mawiał Jezus: (...)"Jeżeli światło, które jest w tobie, w rzeczywistości jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!" (Mat. 6:23b).
Ja nie mam obecnie motywacji by dzielić się wędkarską wiedzą i doświadczeniem na forum. Jak ktoś chce umrzeć w bagnie, być zeżartym przez kleszcze, komary, małe wkurzające muszki lub gzy, jak ktoś koniecznie musi wstawać o 3 nad ranem i wracać o północy, koniecznie musi mieć zakwasy w nogach przez trzy dni, dostać w dupę lepiej niż od bandy pijanych skinheadów... to niech do mnie napisze maila i umówi się na wędkarską masakrę.
Zasady są proste: żadnych samochodów, maksymalnie jedna ryba zabrana z łowiska (limit 1 sztuka na dobę wszystkich gatunków łącznie). Wtedy połowisz sobie pstrągów do syta o ile potrafisz je łowić. Nie opiszę cech morfologicznych koryta rzecznego letnich biotopów pstrąga, bo po jaką cholerę wszyscy mają wiedzieć gdzie ich szukać? Zdradzenie takiej umiejętności jest gorsze niż zdradzenie miejscówki. Jak ktoś jest głodny wiedzy, niech maszeruje dziesiątkami kilometrów nad rzekami i szuka odpowiedzi. Obserwować przyrodę - nic więcej. Kochać Boga. Nic więcej do szczęścia nie potrzeba.
Serdecznie pozdrawiam
Krzysiek