Dla mnie spotkanie z kajakarzami zawsze kończy się popsutym humorem i serią bluzgów pod nosem. Wstaję któregoś czerwca o 3 w nocy, pedałuję z buta 45 minut na dworzec PKP, bo autobusy mzk jeszcze nie jeżdżą, godzinę w pociągu potem z buta nad Słupię... przyjeżdżam na cały dzień, wiadomo. Ok. godz. 10 przed południem, nie przesadzam- ok. 30 kajaków z "miłośnikami przyrody i spokoju"- kurwują, piwkują, walą swoimi wiosłami o plastikowe pudła do pływania, obracają się wokół osi kajaka, "rżą" ze swoich tekstów na całą okolicę... Więc i ja zaczynam kurwami rzucać pod nosem, bo tylko to mi zostało...
A bilans jest taki, że mimo, iż rzeka ani moja ani ich to ja tylko jestem poszkodowany (przynajmniej psychologicznie), jako wędkarz, a oni mają w d... w zasadzie wychodzi ,że rzeka należy do nich mimo, że ja byłem "pierwszy".
Natomiast włodarze są zadowoleni- wędkarze płacą składki by łowić, kajakarze płacą by spływać (a raczej mieć tanią rozrywkę- bo jakoś mi się wierzyć nie chce, że towarzycho, jakie spotykam to ludzie z pasją). Nie ma potrzeby by cokolwiek regulować wg,. ich mniemania (zapewne).
Gwoli ścisłości dodam, że spotkałem się z opiniami trociarzy, którym nie przeszkadzają spływy- jedni twierdzili, że troci i pstrągom to kompletnie nie przeszkadza (jeden pan- a jakbym podał nazwisko to ,sądzę,uznalibyście ,że to postać zasłużona i doświadczona- podawał przykład, że dostał dwa pstrągi z tego samego dołka po tym jak w tym miejscu plumkał się z synem tego samego dnia, co było argumentem, że kajaki są nieszkodliwe) inni, że troć owszem zostanie spłoszona ale po zmianie stanowiska staje się "książkowo" bardziej agresywna. Do mnie te argumenty nie przemawiają i jak widzę kajakarzy to chętnie im wszystkim zrobiłbym to ,co przemek1977. Ale może ta niechęć to tylko moje spaczenie.