waldic2 napisał:Jeden z profesorów polonistyki wyraził się tak, należy wypowiadać się prosto i zrozumiale .I nasz kolega zrobił to bardzo dobrze zakączając wszystkie zbędne dyskusje .Pitti jak to mam do ciebie takie prywatne pytanie co strasznego uczyniłeś ze pozbawiono cię twojej kolekcji blaszek ,bo moja żonka podczas kłótni używała ostatniego straszaka ,,bo połamie ci wędki ,,:(i musiałem być grzeczny ale twój przypadek mnie intryguje pozdrawiam waldek
sympatycznie, że ktoś potrafi czasem czytać między wierszami.
W zasadzie, to naruszę trochę zasady tego postu i napiszę "coś" nie do końca w temacie. Jednak jeśli już zostałem zapytany...
Prawdę mówiąc nie pamiętam, o co była ta kłótnia, po której żona wyrzuciła mi blachy. Wydaje mi się, że takich sprzeczek jest wiele w każdym małżeństwie. Nie jest to jednak konieczne do tego, żeby dokładnie pamiętać dalszy jej przebieg: Żona postawiła mi ultimatum, "albo zrobisz to co mówię, albo mnie popamiętasz i wywalę ci twoje blachy".
Nie ugiąłem się, nie kłociłem - patrzałem jak na moich oczach wyrzuca dwa pudełka z mojej kolekcji do śmietnika i wrzuca je do zsypu. Dobrze wiedziałem, że mogę je stamdąd wyciągnąć, ale nie zrobiłem tego - coś na zasadzie dziwnie rozumianego honoru nie pozwoliło mi tego zrobić.
To jednak nie koniec całej sprawy. Kiedy dostałem najbliższą wypłatę odjąłem od niej ekwiwalent pieniężny - należny według mnie poniesionej przeze mnie stracie - a to co zostało, oddałem żonie. Za tą kasę kupiłem oczywiście sprzęt wędkarski.
Nie jestem dumny z tego co zrobiłem. Żona chyba też do dzisiaj czuje niesmak.
W całej sytuacji próbuję doszukiwać się jakiś plusów. Po prostu buduję wszystko od nowa a w momencie, kiedy nie mogę znaleźć jakiejś blachy zwalam wszystko na tą felerną sytuację...