Szanowni Koledzy,
Nadeszła jesień 2010 roku. Na forach wędkarskich rozpoczął się "nowy nabór" do społecznego pilnowania tarła ryb łososiowatych. Chciałbym aby każdy, kto rozważa aktywność tego rodzaju, przeczytał mój post w celu małej refleksji nad tego typu przedsięwzięciami.
Pilnować tarła oczywiście można, ponieważ jest to ładny spektakl przyrody. Polecam każdemu kto jeszcze tego nie widział na własne oczy. Piękne duże ryby w czystej wodzie, skąpane promieniami jesiennego słońca. Nie da się ukryć, że jest to widok bardzo ekscytujący i piękny:)
Jednakże dopóki nie nastanie komercjalizacja i profesjonalizacja usług wędkarskich w Polsce, niewiele to wszystko da. A komercjalizacja i profesjonalizacja nie nastanie sama z siebie w obecnym stanie przepisów prawa.
Dopóki bowiem przepisy będą pozwalały dzierżawić obwody rybackie przez stowarzyszenia, rozwój będzie stale hamowany przez samych wędkarzy. W stowarzyszeniu jakim jest np. PZW procesy wyborcze wyłaniają zarządy, które nie są chętne do podwyższania opłat za wędkowanie. Szeregowy wędkarz staje się w tym systemie zarówno pracodawcą pracowników okręgu jak i klientem oferowanych przez nich usług. Jest panem i sługą jednocześnie, tak więc każdy każdego w tyłek kąsa i nic z tego nie wynika. Aby było normalnie wędkarz powinien być po jednej stronie jako klient, a gospodarz łowiska po drugiej stronie jako przedsiębiorca. Jeśli wszystko jest nasze wspólne, no to sami sobie opłat raczej nie podniesiemy... bo przecież to jest nasze... i w ten sposób niski poziom oraz bezrybie szaleją niemal po całym kraju. To wynika właśnie ze stowarzyszeniowej natury gospodarujących łowiskami.
Jeśli naprawdę zależy Wam na rybnych łowiskach w Polsce - aczkolwiek ostrzegam, że tanio nie będzie - to starajcie się wprowadzić do przepisów zapis, który umożliwi gospodarowanie na obwodach rybackich wyłącznie osobom fizycznym. Stowarzyszenia powinny mieć zakaz gospodarowania. Jednym ruchem wszyscy wędkarze staliby się klientami a nie członkami, zaś gospodarze nie musieli by oferować kiepskich usług za kiepskie pieniądze, bo już nie byłoby elektoratu zainteresowanego tanim łowieniem, ale raczej klienci zainteresowani rybnymi łowiskami. Sytuacja poprawiłaby się na wielu łowiskach bardzo szybko. Inna sprawa, że nie powinno być prawnej możliwości podpisywania porozumień między gospodarzami łowisk, ponieważ grozi to wolnej konkurencji i powstaniem karteli. Swoją drogą tworzenie karteli jest nielegalne w całej UE, więc nie wiem jak PZW jeszcze się utrzymuje przy życiu;)
Sama relacja gospodarz-klient spowodowałaby podniesienie poziomu naszych łowisk. W relacji zarząd-członkowie, wybrany zarząd boi się elektoratu i utrzymuje ceny opłat za wędkowanie zwykle na poziomie wykonalności operatu (!!!). Gospodarza natomiast klienci nie wybierają w głosowaniu, więc gospodarz nie będzie się bał podnieść ceny licencji. Co więcej, gospodarz taki musi się o klienta postarać, bo konkurencja oferuje przecież inne łowiska. A więc gospodarz rywalizując o klienta nie tylko podnosi opłaty by zapewnić odpowiednią rybność łowiska, ale też powstrzymuje się od przesady by być jednocześnie konkurencyjnym. To jest tak piękny i prosty proces.
Co więcej w relacji zarząd-członkowie decyduje głosowanie rękami:( , więc wędkarstwo dopasowuje się do poziomu najmniej zamożnych wędkarzy. W relacji gospodarz-klient decyduje głosowanie portfelami:) , więc wędkarstwo dopasowuje się do rekreacji najbogatszych a nie zapełniania lodówek przez biedotę. Biedota de facto nie powinna chodzić na ryby, tylko zajmować się wychodzeniem z biedy. Dlaczego więc wciąż odciągamy biednych od bogacenia się tanimi rozrywkami do jakich należy nasze komunistyczne wędkarstwo? Wędkarstwo powinno kosztować również z moralnego punktu widzenia. Bo jeżeli dziś nie stać cię na drogie łowiska, to nie myśl o rybach, bo za studia Twojego dziecka też nie będziesz w stanie zapłacić.
Wolny rynek rozwiązuje wszystkie problemy o wiele lepiej niż jakiekolwiek planowanie. Ochrona łowisk, konkurowanie o klienta, racjonalne limity potrzebne do utrzymania odpowiedniej rybności łowiska, brak zadeptania wody przez biedne masy poszukujące mięsa... Wszystko jest w pakiecie, tylko najpierw należy przestać wierzyć w socjalizm i działania społeczne. Działania, które po dziesiątkach lat walki Don Kichota osiągną ułamek tego co wolny rynek osiągnie w kilka lat.
Ciekaw jestem więc, czy te działania społeczne na krótką metę niby słuszne i pożyteczne, nie są tak naprawdę szkodliwe - utrzymują bowiem trupa (PZW) przy życiu. Po co? O wiele gorsze od utrzymywania trupa przy życiu jest jednak zatruwanie młodych umysłów utopijnymi nadziejami na lepsze wędkarskie jutro... Bzdura. Społeczny eksperyment wędkarski trwa już w Polsce o 65 lat za długo. Trzeba chyba ideowo nienawidzić wolnego rynku by upierać się przy starym modelu.
Czy na najlepszych łowiskach świata ryb pilnują rzesze społeczników czy raczej etatowi strażnicy łowiska? Proszę mi pokazać takie miejsce, chętnie pojadę tam na ryby... o ile w ogóle warto.
Ja w tym roku tarła nie pilnuję
I młodych zachęcam by się uczyli i pracowali na swoje bogactwo, zamiast po krzakach latać dla ochrony kilku rybek.
Marzenia niektórych utopistów o tym, że co drugi wędkarz będzie społecznym strażnikiem to utopie podobne do łapania wróbli w Chinach.
Łowiska aby były rybne należy urynkowić. I w to radzę wierzyć młodym i starym też... Pokolenie które dorosło w latach 1945 - 1989 chce się jeszcze wykazać, ale wyniki zawodów wędkarskich w Polsce pokazują, że tamten model już nie pasuje na te czasy.
Coraz więcej ludzi jeździ do Słowenii na ryby. Słowenia może być tu w Polsce, tylko usługi wędkarskie muszą podlegać procesom rynkowym. Jeśli tego nie zrozumiecie, to coraz więcej ludzi będzie jeździć do Skandynawii (małe zaludnienie) lub Słowenii (profesjonalne łowiska), a coraz mniej do Polski.
Dlaczego o tym mówię publicznie? Dlatego, że wiara w społeczne zarządzanie łowiskami powoduje bezrybie w moim kraju. Ja tak nie chcę, po prostu.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek