A jeszcze podzielę się jedną osobistą refleksją. Otóż od drugiej połowy lat 80-tych jako kilkunastoletni chłopak, gdy wędkarsko raczkowałem miałem okazję każdego roku, podczas wakacji uczestniczyć, w zazwyczaj dwutygodniowych spływach kajakowych. W ten sposób mimo, iż czas zaciera większość szczegółów, poznałem dużą część rzek pomorskich. To co pamiętam, to fakt, że było w nich życie. Jakoś funkcjonowały obok siebie we wspólnym ekosystemie takie ryb jak: pstrągi,lipienie i cała masa jak to mawiali eksperci ,,rybiego chwastu" z ciernikiem włącznie, którego teraz już prawie nie ma. Brak zrozumienia, iż wszystkie gatunki ryb od siebie zależą oraz naiwna wiara w możliwość modelowania rzek w gatunki ryb cenne gospodarczo w oderwaniu od warunków środowiskowych doprowadziła do tego, iż teraz życia jest w nich tyle co w cmentarnej kostnicy.
A jak ktoś ma odrobinę wyobraźni to niech pomyśli o możliwym wpływie masowych zarybień pstrągiem, trocią wędrowną na inne gatunki ryb, które kiedyś były a teraz ,,wyparowały". No więc zanim nasi ekspercie odniosą sukces podczas restytucji do naszych rzek łososia i jesiotra, to może najpierw niech skupią się na: cierniku, kiełbie, piskorzu, kozie, strzebli potokowej itp. W akademiach medycznych uczą zasady ,,primum non nocere", szkoda, iż na wydziałach hodowli zwierząt szkół rolniczych wydaje się ona zupełnie nieznana.