Tworzenie łowiska to trudne zadanie, trzeba mieć wizję jak to łowisko ma funkcjonować. "Wizja" musi przewidywać wszystkie czynniki zewnętrzne i na ich podstawie powinno się określać sposób funkcjonowania łowiska. Najgorsze co można zrobić, to powołanie łowiska, okreslenie regulaminu i zostawienie sprawy samej sobie, na zasadzie że teraz będzie się kręcić samo i będzie wspaniale, niestety ale samo się nie będzie kręcić, nie dość że pozostanie po staremu to jeszcze spalona zostanie pozytywna idea i zaprzepaszczony zapał ludzi do działania, a wędkarski beton dostanie w prezencie kolejny argument.
W tej chwili w Polsce funkcjonują na wodach pstrągowych następujące typy łowisk o szczególnych zasadach polowu: "łowiska no kill" czyli łowiska z zakazem zabijania i ogólnie dostępne: Bóbr Nielestno, Lupawa Drzeżewo, Rega Łobez itp , łowiska specjalne put and take - Czarna Przemsza, Odcinki specjalne - częściowo dorybiane, z ochroną, systemem sprzedaży licencji to OS-y Dunajec, San zarządzane przez ZO PZW i Łowisko Lupawa prowadzone przez "Trzy Rzeki", jest jeszcze łowisko własciwie klubowe z ograniczoną możliwością dostępu - Pasłeka na odcinku "Passarii".
W chwili obecnej "Połączone" pomimo określonych zasad regulaminowych zmierza w kierunku pierwszego typu czyli no kill. Łowiska takie o ile nie są w centrum miasta mają to do siebie że ilość ryb jest porównywalna jak na pozostałych odcinkach.
Startując z łowiskiem trzeba mieć pewną bazę: grupę ludzi którym na tym zależy i którym zajmowanie się rzeka sprawia przyjemność, którzy są zespoleni więzami koleżeńskimi, poparcie władz ZO PZW w tym także logistyczne - transport ryb, obsługa ichtiologiczna, SSR, Środki na zarybienia i ochronę. Bez zapewnienia ochrony łowiska, a co się z tym wiąże środków na prowadzenie tej ochrony, inicjatywa ma nikłe szanse powodzenia, bez początkowego dorybienia rzeki nie zapewni się frekwencji a co za tym idzie środków na ochronę.
Następną sprawą której nie należy nie doceniać to tworzenie pozytywnego wizerunku łowiska, połączenie wędkarza z rzeką tą nieopisaną nitką "uczucia" która powoduje że wędkarz dobrze się czuje nad wodą i chce nad właśnie tą rzekę wrócić, gdzie czuje że to własnie jest jego rzeka. Przykładem takiego lowiska jest OS San, gdzie wędkarze wracają niezależnie od aktualnego pogłowia ryb, bo to jest ich rzeka, bo zamienią ze strażnikami parę słów, bo wiedzą że nie spotkają po drodze kłusowników i jest tam pięknie.
Prowadzenie łowiska to kroczenie przez pole minowe, uczy pokory dla natury, uczy weryfikować nasze chciejstwa, a nawet co u niektórych żądania w stosunku do rzeki.
Z całych sił kibicuję "Połączonym", przestrzegam przed zbyt rozbudowanymi wizjami każdego dołka wybrukowanego pięćdziesiatakami o których opowiadali starsi koledzy i zachęcam do szukania źródeł finansowania łowiska, bo z samych licencji to w pierwszych latach nie ma możliwości.