mondavi napisał:(...)Jednym z bardziej istotnych elementów C&R jest czas przebywania ryby poza wodą. Ja akurat nie mam problemu z wyczepianiem ryby w wodzie, często po prostu luzuję sznur pod koniec holu i ryba sama się wyczepia z bezzadziorowego haka - robię tak zawsze w przypadku, gdy holuję rybę niewymiarową albo okołowymiarową.(...)
Takie bezproblemowe wyczepianie w wodzie nie wchodzi w rachubę gdy ryba capnie głębiej woblera z dwiema zadziorowymi kotwiczkami. To już jest problem.
mondavi napisał:Ryby fotografuję rzadko, jeśli już to właśnie w wodzie. Tak więc jestem dość mocno wyczulony na kwestię trzymania ryb poza wodą. I dlatego reaguję, przepraszam, że powiem wprost, jak ktoś wygaduje bzdury na ten temat.
Pobyt ryby poza wodą jest dla niej szkodliwy. Mniej szkodliwe jest odhaczanie pod wodą, choć wówczas też rybom szkodzimy i też jest śmiertelność tylko że mniejsza. Najmniejsza jest śmiertelność gdy ryb nie łowimy. Największa gdy wszystko bijemy w beret. Trzeba to wiedzieć.
Spór pomiędzy człowiekiem odhaczającym rybę w wodzie a człowiekiem odhaczającym rybę nad wodą, jest tak jakby sporem między tym który wybija szyby na dwóch przystankach, a tym który wybija szyby na czterech przystankach.
Widzę uśmiechniętych wędkarzy na zachodnich filmach wędkarskich, którzy często wcale nie odczepiają swoich ryb pod wodą. Robią zdjęcia, mierzą je na mokrych kamieniach, wypuszczają i przebijają piątki. A u nas gorliwi nokillowcy i wyznawcy zasad C&R "od wczoraj" mówią, że tak jest źle i tak w żadnym razie nie można. Równie gorliwie nasi politycy wprowadzili VAT powołując się swego czasu na UE, tyle, że wyższy niż Unia tak naprawdę wymagała. Nadgorliwości Ci u nas dostatek...
Wypuściłem wiele ryb stosując coś w stylu C&R, w bardzo niedoskonałej wersji. Ale im więcej o C&R jest mowa, tym bardziej chce mi się rzygać, bo odchodzimy od wędkarstwa coraz dalej i dalej....
Pieprzę celowe spinanie ryb lub odhaczanie ich w wodzie. Lubię sobie oglądać ryby na mokrej dłoni przez parę sekund, gdy ptaki śpiewają dookoła. Bo nad wodę idę podziwiać przyrodę. Ptaki, ssaki, płazy i gady mogę sobie zobaczyć podchodząc do nich lub przez lornetkę. Ryby dokładnie mogę obejrzeć często dopiero po złowieniu. Lubię mierzyć stare dęby w obwodzie, wąchać kwiaty i fotografować pstrągi. Lubię moczyć nogi w rzece, lubię mieć pamiątkę z rybą, lubię rybę zmierzyć i zważyć. Czasem lubię zjeść rybę z ogniska na wędkarskim biwaku. To jest dla mnie prawdziwe wędkarstwo.
Wypinanie ryb pod wodą to jest dla mnie jakby lizanie lizaka przez szybę. To jest chore, pseudowędkarskie i dla mnie bardzo obce. I jeżeli nawiedzonym "wędkarzom" damy się zdominować, to jutro nie będziemy mogli łowić ryb na wędkę, bo będzie to zakazane. To jest forum wędkarskie, forum dla prawdziwych łowców, a nie dla ekooszołomów.
Warsztat C&R należy ulepszać w zakresie obejmującym wędkarstwo.
Wypinanie ryb w wodzie lub ich spinanie, to już wędkarstwo nie jest, tylko hobby rzucania wędką, kuszenia i holowania ryb.
To jest okrojone wędkarstwo ze swojej duszy, z kontemplacji łowcy który przez chwilę powinien pooglądać swoją zdobycz. Łatwo wpaść w sidła przerzucania rybek, zblazowania, a na końcu rezygnacji z łowienia ryb w ogóle. Złów i zamedytuj - to polecam ze swej strony. Złowić i chwilę podziwiać, a później wypuścić lub rybę zabrać, położyć na trawie i pomedytować trochę dłużej. Wypięcie ryby pod wodą i oddanie kolejnego rzutu... co to ma być?
Efekty psychiczne braku podziwiania ryb są tragiczne w skutkach dla wędkarskiego ducha. Widzę to po niektórych kolegach. Kto umie dostrzec piękno ciernika i się nim zachwycić, ten doceni również jelca, bo nie chodzi o wielkość tylko o piękno. Mnie cieszy mały klenik na muchę, jelczyk na robaczka i duży pstrąg na woblera. Ale mam kolegów, których cieszyłby z tego tylko duży pstrąg. Kto jest w gorszym położeniu psychicznym? Ten, kto ma węższy zakres tego co go cieszy i raduje? Mało tego. Ludzie, których cieszy mniej, próbują narzucić swoje zblazowanie innym, prawdopodobnie zazdroszcząc im szczęścia. Ile razy słyszałem tekst typu:
"I co, taka rybka cię podnieca? Zobaczysz, połowisz piędziesiątek, to nie zwrócisz na te rybki uwagi." A to jest nieprawda. Złowię nawet dziesięć 70 cm pstrągów i nadal będą cieszyć mnie jelce i uklejki. I nie mnie obchodzi to, że kogoś to nie cieszy. Jego problem, nie mój.
Znacie te słowa piosenki Myslovitz?
"Upadamy wtedy gdy,
nasze życie przestaje być,
codziennym zdumieniem..."
Z powodu odchodzenia od wędkarstwa do skrajnego C&R, chyba wyleczę się z nieświadomego nokill na rzecz świadomego zabierania ryb. Po prostu jestem coraz bliższy dojrzałej decyzji beretowania złowionych ryb. Większych ryb. I im więcej będzie pieprzenia o antywędkarstwie, tym więcej ryb będę zabierał.
Wiecie dlaczego zabiłem tego lipienia z Drawy z mojego avatara? Dlatego, że kolega wywiercił mi dziurę w brzuchu o nokill gdy jechaliśmy nad wodę. Gdyby tyle nie gadał, pewnie bym go bezwiednie jak zwykle wypuścił. Ale zrodziła się we mnie reakcja obronna przed tą nachalną propagandą. Czuję bowiem, że tracę pewną swobodę, że coś jest mi narzucane. Tracę coś co wypracowali wspaniali łowcy przez całe wieki ludzkości. Klimat polowania na rybę, biwaku i survivalu, nie do porównania z okrojonym wędkarstwem czy filetem pangi z hipermarketu.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek