Daniel,
Obecnie istniejące koła PZW zajmują się już zwykle jakąś wodą. I znam takie koła, które faktycznie to robią - tylko brakuje chętnych do aktywnego udziału w życiu koła i zwykle robi to kilku ludzi na krzyż, którym mało kto z młodych wędkarzy pomaga. Większość też łowisk ma swoich przyjezdnych fanów. Moja idea była taka, aby nie opłacać składki byle gdzie, tylko właśnie w tym kole, które daną wodą się opiekuje.
Co do kłusowników resocjalizowanych na strażników... potraktuj niektóre moje wypowiedzi jako ciekawe propozycje intelektualne, a nie jako coś w co głęboko wierzę i czego uparcie się trzymam. Czytając moje posty, czytasz tak naprawdę coś w rodzaju myślenia na głos. Forum to luźne rozmowy. Poważniejsze sprawy omawia się z ludźmi prywatnie, najlepiej bezpośrednio.
Co do dużych ryb które mogą spłynąć itd. Duże ryby zawsze budzą ciekawość społeczeństwa i zawsze znajdzie się wielu by o nich rozważać.
czarej1 napisałi jeszcze taki przyklad dotyczacy OS-ow i towarzystw - jesli opiekowac sie to CALA(!!!!!!)rzeka i dopiero na niej mozna tworzyc takie atrakcje a nie inaczej i tak wlasnie przewaznie towarzystwa lub kola postepuja a nie wyskakuja z motyka na slonce...
O ile można zgodzić się z twierdzeniem, że Towarzystwa, w szczególności te o "profilu trociowym" opiekują się całymi dorzeczami (co wynika ze specyfiki potrzeb ryb wędrownych), to akurat OS-y są wydzielonymi odcinkami rzek, z których ryba zwykle częściowo spływa i jest systematycznie wyjadana poniżej, czasami przez tych którzy OS-ów nie lubią.
Koła i Towarzystwa postępują tak, jak mają ochotę. Nie ma tutaj żadnych reguł. Praktycznie zależy to od gustu wędkarzy je tworzących.
Co do porywania się z motyką na Słońce, to chciałbym tylko zwrócić uwagę, że Pan Zbigniew Buśkiewicz zajmujący się łowiskiem patronackim Łupawa koła PZW "Trzy Rzeki"... zalecał raczej dokładniejszą ochronę mniejszej partii wody, bo właśnie "ochrona wszystkiego" jest obecnie porywaniem się z motyką na Słońce.
Każdy jednak, poza taką czy inną logiką takiego lub innego rozwiązania, ma swoje indywidualne preferencje i chciejstwa, z których nie warto rezygnować. Wędkarz musi cieszyć się z rodzaju wędkarstwa jaki uprawia, a jeśli dba o jakąś wodę to nie z przymusu, tylko dlatego że tą wodę bardzo lubi. Ważne też są gatunki ryb. Trudno zmotywować się też do pilnowania tarła troci jeśli kocha się lipienie i człowiekowi na lipieniach zależy.
Dlatego zamiast bezustannie mówić na forach o "obiektywnych" przyczynach takiego czy innego działania, najlepiej jest skupiać się w grupy ludzi, którzy lubią podobne klimaty. Jeśli ktoś pilnuje gniazda troci, a myślami jest przy wielkich lipieniach, to naprawdę życia szkoda na umartwianie się. Mnie na przykład zimowa troć nie bawi zanadto, letnia to jak chodzenie za zagubionym grosikiem w trawie, a jesiennej nie pozwalają mi łowić.
Jestem wędkarzem, który wychował się na wodach, gdzie na raz zbierało kilkanaście miarowych lipieni i pstrągów. Na wodach, gdzie do wirówki startowało kilka pstrągów. Mentalnie jestem przyzwyczajony do tego, że nad wodą coś się dzieje. Chodzenie trzy tygodnie za rybą mnie po prostu nie bawi i nigdy mnie nie bawiło.
Generalnie temat adresuję do miłośników pstrąga i lipienia.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek