Jacek Nadolny napisał:
Troć wędrowną będę zabierał. Pstrągi potokowe będę wypuszczał. A jeśli będę chciał coś zrobić dla rzek, pewnie załapię się na jakieś kolejne zarybienie trocią... A że sztuczne. Bez tego pewnie tyle tej ryby nie pływało by w polskich rzekach.
Jacku, masz pewnie rację w tym ostatnim zdaniu, ale mimo wszystko u nas jakoś tak na odwrót wszystko się dzieje...
Skandynawowie nie łowią keltów (nie to, że wypuszczają, po prostu nie łowią w czasie, gdy spływają do morza), bo te ryby zrobiły coś niezmiernie ważnego dla środowiska, i należy im się ochrona. U nas ledwie ryba zejdzie z gniazd, albo i jeszcze nie, przyciąga nad brzegi masy wędkarzy, którzy z obłędem w oczach wyławiają na wpół zdechłe ryby, i jeszcze uważają to za powód do nie wiadomo jakiej chwały.
Inna rzecz, zarybianie. W innych wątkach przebijał się niejednokrotnie postulat - więcej zarybiać! Jakby to było remedium na te nasze puste rzeki. Ci sami ludzie nie mają nic przeciwko wyławianiu dzikich pstrągów, które same mogłyby się w rzece rozmnożyć... Takie niby "put & take" na skalę ogólnokrajową.
Sorry, to nie moja bajka. Ja idąc na ryby patrzę trochę szerzej. Lubię pogapić się na gniazda tarłowe, na narybek w zastoisku przy brzegu, na piękne otoczenie. Bo ryba jest elementem natury - dopiero w odpowiednim otoczeniu nabiera znaczenia dla mnie, jako wędkarza. Tak jak Synek to napisał parę postów wyżej - to całe pisanie o C&R to taki punk rock, żeby skłonić do refleksji.