gregon napisał:
Natomiast polecam zastanowić się nad tematem zarybień.
Mój ulubiony temat
To, co jest najgorsze w naszych rzekach, to to, że ryby mają tak małą szansę wytrzeć się naturalnie. Za sprawą dwóch głównych czynników: ograniczonej powierzchni potencjalnych tarlisk i zbyt dużej presji łowieckiej.
Można oczywiście zarybiać na potęgę, i potem te ryby wyławiać, nie zajmując sobie głowy całą resztą. Są takie dość znane łowiska funkcjonujące w ten sposób. A ja mam dodatkowo wrażenie, że wcale niemała większość tu piszących nie miałaby nic przeciwko takiej gospodarce. Tyle, że to kosztuje. Do głowy przychodzi mi teraz jedno znane zagraniczne łowisko działające w ten sposób - Soca w Słowenii. Ale tam dniówka kosztuje o ile pamiętam 52 euro (tańsza opcja, bez możliwości zabierania ryb). Za nasze sto kilkadziesiąt złotych składki za rok to się nie może udać.
Do mnie bardziej jednak przemawia model, gdzie największy wysiłek kładzie się na jakość środowiska i naturalne tarło. Nie dorybia się sztucznie takich łowisk. A w zależności od możliwości łowiska, pozwala się zabierać ryby, albo nie. Dwa takie znane mi łowiska to Ribnik w Bośni i Morrum w Szwecji. Oczywiście też nie są one tanie, ale tu raczej płacisz za markę, a nie za konieczność zakupienia materiału zarybieniowego.
W naszych warunkach od zarybień przez jakiś czas jednak nie uciekniemy. Ba, bez zarybień nie bardzo mogę sobie wyobrazić powstanie łowiska komercyjnego. Paradoksalnie do naszych Ribników i Morrum droga wiedzie przez sztuczne zarybienia. Pytanie tylko, czy na tych zarybieniach gospodarz wody poprzestanie, czy też zaryzykuje inwestycję w środowisko. Ale to już nie dla nas, tylko raczej dla naszych wnuków.