Wpadłem tylko na jedną nockę do domu i ruszam dalej łowić
Sezon "kaczodziobowy" rozpoczęty. Szczupaczki całkiem całkiem współpracowały i nie omijały muszek. Liczyłem, że może uda mi się skusić troć jeziorową ale niestety... Inni łowią, a ja d...pa. Fakt, że łowię na najgorszym z jezior jeśli chodzi o trotki. Nie będę się rozpisywał o ilościach coby nie wk...wiać łowiących na mniej rybnych jeziorkach. Ze szczupakiem niestety nie jest u nas też już tak kolorowo.
W każdym razie do niedzieli będę próbował dalej... W innym wątku czytałem zagorzałą dyskusję na temat - jak zwykle - puszczania i nie puszczania troci oraz o wyższości miejscowych nad przyjezdnymi. Tubylcy przewagę mają niewątpliwą. A czasem potrzebne jest jednak szczęście.
Pojechaliśmy z Wojtkiem na lipionki, na Łupawę. W planach mieliśmy jednak wyskoczyć na chwilę na trocie. Wojtek musiał podjechać do rodziców, którzy akurat byli nad morzem niedaleko Ustki. Jest połowa lipca. Upał ze 30 stopni. Na Słupi woda niziutka. Meldujemy się na kładce w Bydlinie koło 18.00. Nie montujemy muchówek tylko po spinningu, po pudełku przynęt w kieszeń. Nawet nie nakładamy spodniobutów ani woderów tylko idziemy w klapkach. Plan mamy taki: odmachać z godzinkę i jedziemy. Zaczynamy przed pierwszym zakrętem. Nie wiem drugi, może trzeci rzut mam branie ale nie zacinam ryby. Wojtek poniżej mnie rzuca wirówkę pod drugi brzeg. Branie i gwizd z kołowrotka. Po powierzchnią widzimy kształt ryby. Piękna. to największa Wojtka. Nogi mu się trzęsą. Udaje mu się wyholować. Oceniamy ją na około 6 kg. Jeszcze trzęsącymi się z emocji rękami Wojtek rzuca dalej. Może z dziesięć razy rzuca kiedy pod przeciwnym brzegiem znów branie. Trotka znacznie mniejsza robi kocioł na powierzchni i niestety się spina. Parę tygodni później jedziey z Wojtkiem nad Regę. Jestem tam pierwszy...i jedyny raz. Sory dla wielbicieli tej rzeki, ale nie przypadła mi jakoś do gustu. Znający ją może mnie skorygują. Łowimy poniżej Trzebiatowa zaczynając od białego budynku. Chyba to miała być "przepompownia" czy "biała pompa"? O ile dobrze pamiętam rzeka zakręca tam pod kątem prawie dziewięćdziesięciu stopni. Idzemy w dół. Wojtek pognał przodem. Jak zwykle (farta ma niesamowitego do trotek) złowił rybkę ponad 60 cm. Wracam wałem biegnącym wzdłuż rzeki. Bliżej pompy widzę jak z za krzaków wylatuje sznur muchowy. Znaczy się jakiś muszkarz. Dziwię się, czemu go nie widzę. Powinien wystawać nad krzakami, a o brodzeniu nie ma mowy bo za głęboko. Obok zresztą doskonale widzę stojącego drugiego wędkarza machającego spinem. Przechodzę zaciekawiony kawałek dalej i oczom nie wierzę. Ubrany w czapeczkę "a la" Sherlock Holmes, kamizelkę wędkarz przepieknie, elegancko śmiga dwuręczną muchówką. Oczom nie wierzę. On łowił na muchę z inwalidzkiego wózka. Stoję i patrzę na to z niemym podziwem. Kolega asekurujący go w pobliżu ze spinningiem na sygnał podchodzi i przsuwa wózek kilka metrów w dół rzeki. Jak dowiaduję się w krótkiej rozmowie co roku łowi kilka trotek na muchę. Podbiera przyjaciel.