Dragon sprzęt wędkarski

Dragon sprzęt wędkarski

Witamy na forum wędkarskim FORS, Gość
Login: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Z pamiętnika muszkarza...

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/20 09:22 #67015

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Z trocią na muchę zetknąłem się pierwszy raz na Słupi. Tu znów może Paweł zweryfikuje, bo nie jestem pewien, czy było to na opisywanym wcześniej wyjeździe czy też rok wcześniej, a może później. W każdym razie sezon rozpoczynał się wówczas 1 lutego. Były wtedy pamiętam jakieś roszady z wolnymi dniami. W każdym razie dzień przed zawodami Troć Słupi pojawiła się muchowa kadra. O ile pamiętam był Adam Sikora, Franciszek Szajnik i kilku równie znanych wędkarzy. Dostali oni zgodę na łowienie na muchę troci. Szczerze mówiąc nie wiem nawet czy taka zgoda była potrzebna ale w kazdym razie łowili. Wpada do nas Karol Zacharczyk i mówi, że chłopaki wspaniale połowili na muchę. Wyciągali po kilka troci. Muszki, to klasyczne puchowce. O ile pamiętam przytaszczył nawet jedną do pokazania. Klasyka, czyli pomarańczowy puchowiec z marabuta. Oczywiście oczka się nam zaświeciły. Pognaliśmy nad wodę, bo łowili w mieście. Z zazdrością patrzyłem przede wszystkim na dwuręczne muchówki, którymi śmigali przez całą Słupię. Po powrocie wertowanie katalogów, gadanie ze znajomymi sprowadzającym sprzęt. I ból okrutny. Coś, co by się nadawało nawet sprowadzone jako blank było nieosiągalne wręcz finansowo. Tu jednak kolejny zbieg okoliczności. Marek Szymański w tym czasie solidnie łowił na Wiśle w Warszawie sandacze, bolenie posługując się muchami. Właśnie puchowcami najczęściej tubowymi, które robił mu najczęściej Maniks. Tu zaczęło mi coś kiełkować - mucha i spinning. Kolejny wyjazd na troć tym razem na parsętę i mam przygotowane puchowce zarówno na hakach łososiowych jak też tuby. Najpierw kobbinacja z ciężarkami. Idzie połowić ale w sumie to nie jest to. Siedzę na kwaterze, kombinuję. I olśnienie. Na głębokich rzekach przecież używa się lead core. Tyle, że w tych czasach był on niezwykle trudny do zdobycia. Mam co prawda dwa odcinki ale zdecydowanie jest to za lekkie. Mam sprzęt do robienia much, mam też różnej grubości lamety ołowiane, które u znajomego robię na jubilerskiej ręcznej walcarce. Mam też szpulkę 50 metrów plecionki, z której robi się łączniki między sznurem a przyponem. W środek wkładam lametę, zarabiam po obu stronach małe pętelki i mam domowy lead core. Robię kilka odcinków różnej długości i grubości. Nie mogę się doczekać rana aby wypróbować patent. Działa idealnie. Rzuca się tym może nie najwygodniej, ale też nie jest to jakaś mordęga. Dość, że przynęty idą przy dnie o czym dobitnie świadczy ilość pozostawionych w wodzie. Niestety ryby odmawiają jakiejkolwiek współpracy. Na pierwszą troć na muchę muszę czekać do kolejnego wyjazdu tym razem nad Słupię. Łowię ją na prostej poniżej mostu w Bydlinie. Ma niecałe 60 cm, ale jest pierwszą na muchę...spinningową.
Ostatnio zmieniany: 2011/04/20 09:25 przez thymalus.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/21 09:33 #67064

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Chwila wspomnień na temat sprzętu. Wspominałem wcześniej, że parę złotych zarabiało się na handlu sprzętem wędkarskim. Zarobione pieniądze szły oczywiście na...sprzęt i wyjazdy. Lata osiemdziesiąte jeśli chodzi o sprzęt spinningowy należały bezsprzecznie do firmy zaczynającej od produkcji taksometrów w które wyposażone były niemal wszystkie taksówki w Skandynawii czyli do firmy ABU. Zacznijmy od kołowrotków. Marzeniem każdego łowcy troci był Cardinal 66. Generalnie cała seria tych kultowych kołowrotków była genialna. Na troć niektórzy używali DAM-owskiego Quicka 330. Była to maszynka przesolidna, którą oprócz łowienia można było używać do różnych drobnych prac remontowych w stylu wciągania wiader z cementem, drewna na więźbę dachową czy przybijania gwoździ. Ale Quick mi jakoś nie leżał. Miałem najmniejszego z tej serii czyli Quicka 110 na pstrągi. Na pewno był to świetny i solidny kołowrót ale jakoś mi nie pasował. Za to Cardinal 33 to była poezja. Co wtedy widywało się nad wodą? Na troci głównie NRD-owskie Rexy. (były jeszcze czeskie ale te nie nadawały się na troć) Ale trafiały się również ruskie "katuszki" o ruchomej szpuli, którymi wprawnie spinningowano. Był nawet tki model "katuszki" który miał ruchomą stopkę. Do rzutu przekręcało się kołowrotek o 90 stopni, tak, że szpula ustawiała się tak jak przy kołowrotku o stałej szpuli. Spotykało się czeskie Tokozy i Tap-y. Czasem ruskie Delfiny. Fachowcy jak wspomniałem łowili cardinalami, Quickami, od czasu do czasu trafiał się duży Mitchell czy Shakespeare. Później pojawiły się węgierskie Neptuny nr bodaj 401 albo 4001. Nie najgorszy jak oczywiście na tamte czasy. Miałem zarówno największego jak i jeszcze lepszego 201 (albo 2001) Najmniejsze to były zabawki z kabłąkiem wygiętym z drutu zamykanym o zbijak. Jak wyglądało zdobywanie sprzętu. Opiszę jak kupowałem swojego pierwszego Cardinala 66. Miał go kolega chciał jednak za niego kupę kasy, albo zamianę na moją Daiwę Apollo, albo na Abu Atlantic niebieski. Swojej Daiwy nie chciałem się pozbyć. Dowiedziałem się, że Atlantica ma jeden wędkarz w Radomiu. Ten wędkarz z Radomia chciał za wędkę albo minimum dwuosobowy ponton albo stynkę (taka składana łódka) z ewentualną dopłatą. Ponton miał mój kolega praktycznie nieużywany ale chciał za niego jakiś dobry kij trociowy. A ja miałem podwójnego szklanego Fibtube 2,74 jeden z fantastyczniejszych kijków trociowych jakie miałem. Drugi egzemplarz zezbroiłem właśnie z myślą o jakiejś wymianie. I jakoś udało się dogadać ze wszystkimi. Do dnia dzisiejszego mam zresztą owego 66. Mam też 44 i dwa 33. I na nie łowię mimo, że na stopkach są bite daty produkcji 1976, 77...Nigdy mnie nie zawiodły. Mam też C3 i C4. Z Abowskich kołowrotków w tamtym okresie miałem chyba wszystkie. TZN z wszystkich serii ale oczywiście nie wielkości. Oj sorki, zajrzałem do katalogów i nie miałem nigdy z serii 50 (Cardinal 52, 54 itd.) To na pewno były świetne kręciołki. Równie dobre były 152 itd. Te były na ślimaku. Potem zaczęli robić z przekładnią talerzową czyli seria 500 (czerwona) kiepskie, 600 nieco lepsze i 700 całkiem znośne. Cardinala 754 koledzy z powodzeniem używali na trocie. Miałem też Cardinala serii 800 z podwójnym hamulcem. Wygląd fajny, nowoczesny jak na tamte czasy. Kabłąk kryty grafitem. Wziąłem go nad wodę i...szybko sprzedałem. Potem sprzęt pojawił się w Pewexie za dolary. Były Mitchele (nie pamiętam ceny) Cardinale 500, 600, 700 i C3, C4 i C5. Te ostatnie kosztowały w granicach 50$ co przy czarnorynkowym kursie około 1100 zł za dolara dawało kwotę ponad 50 tysięcy złotych. Czyli była to bardzo dobra pensja. Ale kołowrotki te trafiły do Geweksów czyli sklepów w których mogli kupować wyłącznie górnicy na specjalne książeczki i to za złotówki. W owych sklepach zastosowany był jednak oficjalny kurs dolara czyli około 200 złotych. Górnicy wykupowali wszystko co dało się z Geweksów i przywozili do Warszawy na giełdę na Skrze aby sprzedać z zyskiem. Tym sposobem trafiały poszukiwane wówczas magnetowidy, telewizory, sprzęt grający i oczywiście sprzęt wędkarski. Cardinala C4 można było kupić u nich bez problemu za około 15 tys złotych czyli mniej niż 1/3 ceny jaką trzeba byłoby zapłacić w peweksie. Cardinale 600 i 700 były jeszcze tańsze. Trafiały się całkiem przyzwoite spinningi węglowe Conolon. To już była "ameryka". Chyba większość C4 jakie mają kumple pochodzi właśnie od górników.
Ostatnio zmieniany: 2011/04/21 09:53 przez thymalus.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/21 10:23 #67066

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Sprzętem handlowano na giełdzie wędkarskiej przed siedzibą ZG PZW na Twardej 42. Wówczas ulica ta nazywała się Krajowej Rady Narodowej. Były tam stoliczki gdzie sprzedawano robaki, były i ze sprzętem. W soboty była giełda na Skrze. Niezły sprzęt był też w prywatnym sklepie Moby Dick na Dworcu Centralnym ale... ceny tam były sporawe. Był też mały sklepik na Krajowej Rady... o nazwie Sum. Był to jednocześnie autoryzowany serwis ABU. Sum to legenda. Sprzedawano tam błystki produkcji Suma. Były wahadłówki: wydra, alga, gnom i trociowe robione ze znitowanych dwukolorowych (srebrna i miedziana) blach. Mimo ogromnych starań nie złowiłem nigdy na te trociówki żadnej ryby. Pierwszą trotkę złowiłem zaś na Algę nr 3. W sumie można było kupić również świetne obrotówki o nazwie Super Wir przypominające mepsowską aglię. Były też odpowiedniki cometów i longów. Wreszcie były też Sumexy, patent firmy czyli blaszka na drucie wygiętym w kształcie litery V gdzie na dole był ciężarek w kształcie łebka ryby i kotwica, a na górnym ramieniu skrzydełko. Kapitalne blachy na okonia i szczupaka.
Na giełdzie na KRN byłem bardzo często zważywszy, że mieszkałem od niej jakieś 500 metrów w linii prostej. Jak wygłodniały był rynek niech posłuży taki przykład. Byłem w składnicy harcerskiej przed Halą Mirowką. Wracam i w sklepie ze sprzętem gospodarstwa domowego widzę skrzynki plastikowe. Takie jakich dziś pełno. Kiepski plastik ale otwiera się, dwie półeczki z przegródkami na zawiasach. Myślę ideał na materiały muchowe. Kupiłem jedną. Wchodzę na KRN, a tam jak zobaczyli kręcący się klienci mówią pokaż i zaraz sprzedaj. Nie pamiętam cen ale w przybliżeniu dałem za to coś koło 100 złotych. Dla odczepnego facetowi powiedziałem 1000 myśląc, że zrezygnuje. Ten wyciągnął tysiąc bez słowa. To ja z powrotem do sklepu (koło 10 minut w jedną stronę) i kupiłem dwie skrzyneczki. Powrót na KRN i po 10 minutach ich nie mam. Ale sprzedałem już drożej. Kursowałem tak kilkakrotnie. Wykupiłem wszystkie jakie były w sklepie, coś koło 30 sztuk. Zarobiłem niezłą miesięczną wypłatę w około 3 godziny. Ktoś pomyśli niezły interes. Tak, tylko, że w tamtym okresie nazywało się to spekulanctwem i można było trafić przed sąd.
Ostatnio zmieniany: 2011/04/21 10:25 przez thymalus.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/21 11:01 #67067

  • trotka
  • trotka Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 148
  • Podziękowań: 12
thymalus napisał:
S Były wahadłówki: wydra, alga, gnom i trociowe robione ze znitowanych dwukolorowych (srebrna i miedziana) blach. Mimo ogromnych starań nie złowiłem nigdy na te trociówki żadnej ryby.


Mam takie do dzisiaj, też nic na nie nie złowiłem. Może jakbym je kiedyś założył na wędkę to byłoby inaczej.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/21 13:13 #67071

  • Maka
  • Maka Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 72
  • Podziękowań: 5
Witam.
Giełda na KRN to było moje stałe miejsce na spędzanie wolnego czasu, o ile w akademiku na Grójeckiej nie było imprezy. Nic więc dziwnego, że po kilku latach pracy w Hucie w Ostrowcu i zgromadzeniu środków płatniczych, zrobiłem sobie wycieczkę do Warszawy i kupiłem cudo- oryginalną szkocką Daiwę "na pstrągi". W 1984 roku to była naprawdę okazja. Złamałem szczytówkę na pierwszej wyprawie odczepiając jak idiota blachę z zaczepu. Po latach z wklejona pełną szczytówką służy mi jeszcze i jest niesamowicie "fartowna" W ubiegłym roku na "Sandaczu Turawy" dała mi drugie miejsce w sektorze łowiąc dwa szczupaki.
Zawody w Słupsku to był horror. Zaprzeczenie wędkowania pstrągowego. Beznamiętne czesanie wody. Pierwszy raz wygrałem te zawody dzięki słabości pęcherza. Zbiórka przy moście obok Policji, niby rano ale miasto duże więc ludzie się kręcą a ja 'muszę". Trzymam i walczę ale w końcu się poddaję. Jedyna miejsce nadające się do sikania to duże drzewo nad samą wodą, kilkanaście metrów niżej mostu. Stoję i odczuwam coś co chyba jest przyjemniejsze nawet od orgazmu - niewysłowioną ulgę. W tym momencie sygnał startu i zawodnicy gnają na z góry upatrzone pozycje. Ponieważ już kilka razy startowałem w tych zawodach, to doskonale znałem uczestników, zwłaszcza miejscowych. Miałem plan trzymać się w ich pobliżu. Chowam ptaka i rozglądam się za miejscowymi. Ze zdumieniem widzę, że przepychając się obydwaj biegną w moją stronę, więcej- wprost na mnie. Jako bystry gość robię krok w stronę wody i "po Filipku", miejsce zajęte. Klnąc ustawiają się jeden 5 m niżej a drugi 5m wyżej mnie. Tak się tam łowiło. Po trzech rzutach wycholowałem pierwszą a po pólgodzinie drugą troć. Okazało się, że stałem dokładnie przy jakimś rurociągu idącym dnem rzeki.
Jedynym plusem zawodów w mieście było sporo kibiców. Kilka lat jeździłem tam ze swoim biało- czarnym owczarkiem szkockim. Maks to była oaza spokoju, ja rzucałem a on siedział dwa metry za mną. Reszta świata dla niego nie istniała. W takiej pozycji uwiecznił nas jakiś malarz i podobno ten obraz był do odebrania w Okręgu w Słupsku. Nie sprawdziłem tego, na kilka lat oddelegowany do Budostalu straciłem kontakt z Pomorzem.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam. Maciej M.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/04/22 10:18 #67108

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Spadam na kilka dni w leśne odstępy bez komputera i netu. Tylko rzeczki. Pozdrawiam wszystkich, życzę zdrowych, spokojnych świąt. I oczywiście wielu, wielu ogromnych ryb.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/05/03 22:20 #67836

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
Wpadłem tylko na jedną nockę do domu i ruszam dalej łowić :) Sezon "kaczodziobowy" rozpoczęty. Szczupaczki całkiem całkiem współpracowały i nie omijały muszek. Liczyłem, że może uda mi się skusić troć jeziorową ale niestety... Inni łowią, a ja d...pa. Fakt, że łowię na najgorszym z jezior jeśli chodzi o trotki. Nie będę się rozpisywał o ilościach coby nie wk...wiać łowiących na mniej rybnych jeziorkach. Ze szczupakiem niestety nie jest u nas też już tak kolorowo.
W każdym razie do niedzieli będę próbował dalej... W innym wątku czytałem zagorzałą dyskusję na temat - jak zwykle - puszczania i nie puszczania troci oraz o wyższości miejscowych nad przyjezdnymi. Tubylcy przewagę mają niewątpliwą. A czasem potrzebne jest jednak szczęście.
Pojechaliśmy z Wojtkiem na lipionki, na Łupawę. W planach mieliśmy jednak wyskoczyć na chwilę na trocie. Wojtek musiał podjechać do rodziców, którzy akurat byli nad morzem niedaleko Ustki. Jest połowa lipca. Upał ze 30 stopni. Na Słupi woda niziutka. Meldujemy się na kładce w Bydlinie koło 18.00. Nie montujemy muchówek tylko po spinningu, po pudełku przynęt w kieszeń. Nawet nie nakładamy spodniobutów ani woderów tylko idziemy w klapkach. Plan mamy taki: odmachać z godzinkę i jedziemy. Zaczynamy przed pierwszym zakrętem. Nie wiem drugi, może trzeci rzut mam branie ale nie zacinam ryby. Wojtek poniżej mnie rzuca wirówkę pod drugi brzeg. Branie i gwizd z kołowrotka. Po powierzchnią widzimy kształt ryby. Piękna. to największa Wojtka. Nogi mu się trzęsą. Udaje mu się wyholować. Oceniamy ją na około 6 kg. Jeszcze trzęsącymi się z emocji rękami Wojtek rzuca dalej. Może z dziesięć razy rzuca kiedy pod przeciwnym brzegiem znów branie. Trotka znacznie mniejsza robi kocioł na powierzchni i niestety się spina. Parę tygodni później jedziey z Wojtkiem nad Regę. Jestem tam pierwszy...i jedyny raz. Sory dla wielbicieli tej rzeki, ale nie przypadła mi jakoś do gustu. Znający ją może mnie skorygują. Łowimy poniżej Trzebiatowa zaczynając od białego budynku. Chyba to miała być "przepompownia" czy "biała pompa"? O ile dobrze pamiętam rzeka zakręca tam pod kątem prawie dziewięćdziesięciu stopni. Idzemy w dół. Wojtek pognał przodem. Jak zwykle (farta ma niesamowitego do trotek) złowił rybkę ponad 60 cm. Wracam wałem biegnącym wzdłuż rzeki. Bliżej pompy widzę jak z za krzaków wylatuje sznur muchowy. Znaczy się jakiś muszkarz. Dziwię się, czemu go nie widzę. Powinien wystawać nad krzakami, a o brodzeniu nie ma mowy bo za głęboko. Obok zresztą doskonale widzę stojącego drugiego wędkarza machającego spinem. Przechodzę zaciekawiony kawałek dalej i oczom nie wierzę. Ubrany w czapeczkę "a la" Sherlock Holmes, kamizelkę wędkarz przepieknie, elegancko śmiga dwuręczną muchówką. Oczom nie wierzę. On łowił na muchę z inwalidzkiego wózka. Stoję i patrzę na to z niemym podziwem. Kolega asekurujący go w pobliżu ze spinningiem na sygnał podchodzi i przsuwa wózek kilka metrów w dół rzeki. Jak dowiaduję się w krótkiej rozmowie co roku łowi kilka trotek na muchę. Podbiera przyjaciel.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/05/18 20:52 #68604

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
A tak sobie czytam na innych wątkach dyskusje o tym czy brać ryby czy nie. Czytam wyzwiska kto jest większym sadystą. Czytam kto mięsiarz, a kto idiota. I tak jakoś mnie naszło...

Jutro na ryby!! Naładowany emocjami nie mogę zasnąć. Przeglądam jeszcze raz prasę wędkarską. Najnowszy numer Wiadomości Wędkarskich nr 5 z 2019 roku jest wspaniały. Oczywiście wydanie on line. Wrzucam na przystawkę holograficzną. Jestem nad Sanem. Mały ruch track pada i przemieszczam się wzdłuż rzeki. Widzę! Lead zachęcający do zapoznania się z newsem jest wręcz nieprawdopodobny. Na Sanie zaobserwowano trzy wychodzące do muchy lipienie!!! Nie chce się w to wręcz wierzyć. A jednak. Widzę wyraźnie kółko na wodzie. Cofam materiał, przybliżam. No k... prawdziwy lipień. Strzałka pokazuje w którą stronę przemieszczać się rzeką. Jest następne wyjście. Nie chce mi się czytać. Sanu nie widziałem od 2013 roku i chcę nacieszyć swoje oczy widokiem rzeki. Dlatego włączam opcje czytania. Lektor mówi, że introdukcja lipienia do Sanu zaczyna przynosić skutki. Ichtiolodzy oceniają już stado lipienia na sanie na około 100 sztuk. Ze wzruszenia łza się kręci w oku. Przyglądam się znajomym miejscom. Nie prędko je zobaczę. San, podobnie jak większość wód niehodowlanych zamknięty jest dla ludzi. Każda rzeka, każde jezioro otoczone jest ogrodzeniami, zaopatrzone w systemy kamer, detektory ruchu i wykwalifikowanych uzbrojonych strażników. Dzięki temu w wodach znów zaczynają się pojawiać ryby. W poprzednim numerze WW był reportaż o rzekach pomorskich. Podwodne kamery na Słupi zarejestrowały wpływające do rzeki 3 trocie, na Parsęcie 7 (siedem!!!!) i 3 na Redze. To rekordowy ciąg... Na Gwdzie i dopływach ze skromnych zapasów zahibernowanej ikry udało się wyhodować 87 pstrągów potokowych, które wpuszczono do rzek. Każda z ryb wyposażona jest w mikronadajnik monitorujący jej kondycję i położenie. Dzięki temu wiadomo, że niestety trzy ryby nie przeżyły. Dwie zginęły w niewyjaśnionych jeszcze okolicznościach, które podane zostaną do publicznej wiadomości po sekcji. Trzeci z pstrągów został pożarty przez najprawdopodobniej kormorana, który w niewiadomy sposób przedarł się przez ultradźwiękową zaporę chroniącą wodę przed ptactwem. Firma instalująca system ochronny ma zapłacić ogromne odszkodowanie.
Przewracam kolejną stronę. Czytałem tą informację wielokrotnie. Dunajec jest odcinkami słabo chroniony. Zatrzymany został kłusownik z 25 cm pstrągiem. Ryba niestety była martwa. Zgodnie z dekretem w którym kłusownictwo traktowane jest jako zbrodnia przeciw ludzkości kłusownika rozstrzelano na miejscu. Słucham kolejny raz wypowiedzi szefa specjalnej jednostki policji antykłusowniczej.
- Świadomość najwyższej kary nie odstrasza kłusowników - mówi komendant. - Niestety czarnorynkowa wartość dzikiej ryby przyciąga nad wodę amatorów szybkiego wzbogacenia. Tej wielkości dziki pstrąg na czarnym rynku osiąga wartość najnowszego modelu superluksusowego samochodu. Podobny proceder nie omija również innych wód. Na Mazurach za wędzonego, kilogramowego dzikiego węgorza można kupić luksusowe mieszkanie. Jest to niezrozumiałe, bowiem wszystkie z tych ryb można kupić w wyspecjalizowanych hodowlach.
Ze smutkiem myślę, że pan komendant zapomniał jednak dodać że ryby z hodowli wszystkie smakują tak samo, jak szare mydło ze szpinakiem czyli właściwie są niejadalne. Jak mogą być jadalne skoro są klonowane? Czytam komentarze pod informacją. Koledzy wędkarze są zgodni, że rozstrzelanie jest zbyt łagodną karą za kłusownictwo. Kładę się spać. Rano przecież umówiłem się z kolegą na ryby. Nie mogę się doczekać aby wypróbować nową 16 gigową muchówkę e-Hardyego. Najnowszy wypust wspaniałej angielskiej firmy we współpracy z microsoftem. cdn.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/05/18 22:33 #68613

  • PiterS
  • PiterS Avatar
  • Online
  • Administrator
  • Właściciel fors.com.pl od 14.08.2003
  • Posty: 3378
  • Podziękowań: 2554
haha Fly Fishing Fantasy :laugh:
Wszędzie dobrze, ale najlepiej nad rzeką.
Prawdziwy pstrągarz cieszy się trzy razy: gdy jest nad wodą, gdy złowi pstrąga i gdy go wypuści.

Odp:Z pamiętnika muszkarza... 2011/05/18 23:03 #68620

  • thymalus
  • thymalus Avatar
  • Offline
  • Użytkownik
  • Posty: 395
  • Podziękowań: 55
PiterS napisał:
haha Fly Fishing Fantasy :laugh:

Coś w tym stylu... :) Ale spokojnie Darth Vader nie będzie zamiast z mieczem świetlnym biegał z muchówką.
Moderatorzy: Tarkowski
Time to create page: 0.108 seconds