trotka napisał:Być może chodzi ci o pewien spływ od pierwszego zakrętu do drugiego. Obserwowaliśmy z Maniksem jak spływałeś co jakiś czas wystawiając głowę nad wodę. Cały czas było widać jedynie zadek w gumospodniach. Mało się nie zlaliśmy ze śmiechu na widok kolegi walczącego o życie. Jedyne na co było nas stać to wykrzyczane pytanie czy trzyma wędkę. A teraz się okazuje że to bło erotyczne przeżycie, sam już nie wiem co o tym myśleć.
O tym spływie już pisałem na początku pamiętnika opisując jak to czeski "szekspir" uratował mi życie. Ten drugi przypływ był inny. U dziadka mieszkałem w pokoiku z trasem. Robiło się szaro. Wróciłem akurat z "chruścika" i wylazłem na taras zapalić papieroska. Asfalt, kawałek łąki (jakieś 20 metrów) i San. I widzę jak dwie panienki rozbijają namiot. Rozbijały go nad samą rzeką. Pomyślałem najpierw, że głupie ale potem myślę, może nieświadome, przecież nie każdy musi wiedzieć że z Soliny wodę puszczają. Zlazłem na dół i mówię im, żeby się przeniosły trochę wyżej, bliżej szosy bo tam gdzie ustawiły namiot czasem rzeka płynie. Mówią, że tą noc już tu prześpią, a następnego się przeniosą. Myślę wasza sprawa. Ale przy okazji je sobie obejrzałem, obie całkiem całkiem. Robię muszki, słucham radia a tu pisk. Wyglądam, namiot na krzakach. Świnia nie jestem, zszedłem, pomogłem im pozbierać. Wszystko miały mokre. Dałem im jakieś ciuchy, od dziadka wynajęły pokój ale jedna u mnie się suszyła...parę dni.